Forum SpellForce
Forum
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Dominacja Norcainu - prolog
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum SpellForce Strona Główna -> Gawędy Ariego
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ari
Arinistrator


Dołączył: 29 Kwi 2008
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekła, a skąd?

PostWysłany: Pon 19:50, 28 Gru 2009    Temat postu: Dominacja Norcainu - prolog

Prolog
Gracze biorący udział: Sknerus (Randarol Tunetok)
BN w drużynie: Brak
_______________________________________________________________________

Craig Un’Shallach spojrzał w oczy niedoszłemu skrytobójcy.
- Nie rozumiem, dlaczego rody mrocznych elfów nie mogą się pogodzić i wspólnie stawić czoła niższym rasom. Nie rozumiem, jak przedstawiciel naszej rasy może mordować swoich braci, Dzieci Nora. On wybrał nas wszystkich, nie chce byśmy się zabijali… Chce, byśmy zabijali innych.
Skrytobójca uśmiechnął się drwiąco. Craig zauważył to po napięciu mięśni twarzy i zwężeniu oczu, same usta były zasłonięte chustą.
- Mam nadzieję, że reszta twojego klanu otrzeźwieje – kontynuował Un’Shallach. – Dla ciebie nie ma już nadziei…
Rozległ się głuchy, raniący w uszy wybuch magii, a po sekundzie skrytobójca padł na kolana, upuszczając swój zatruty sztylet. Śmiercionośne zaklęcie wywołało konwulsje w całym jego ciele. Po chwili jego ciało stygło już na zimnej posadzce zamku.
- Dziękuję – mruknął Craig do czarownika, wychodzącego z mroku.

***

- Kolejna próba zamachu na Norcain… - mruknął Raith, przeglądając raporty spisane na pergaminie i opatrzone purpurową pieczątką z symbolem pająka. – Tego już za wiele…
Mag Kręgu wezwał swych doradców. Dyskusje trwały cały dzień i połowę nocy. W końcu, przy pełni księżyca, Raith podjął decyzję.

***

- Znajdziesz dwójkę Norcainczyków. – wyjaśnił Raith swojemu słudze, Randaralowi. – To ważni dowódcy, cenieni przez wszystkie rody mrocznych elfów. Diavi i Eritlina służą Hokanowi… przez wgląd na twoje… zainteresowanie nekromancją, dziwię się, że i ty jemu nie służysz. Nieważne. W każdym razie – Raith Czarny wcisnął Randaralowi w dłoń brudny sztylet – zabijesz tych dwoje, nie obchodzi mnie jak. Podłożysz na ich zwłoki orkowy sztylet… to powinno wystarczyć. Zacznij od odwiedzenia okolic Szeptu. Hokan raczej nie wysłał ich daleko…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sknerus
Zaklinacz słów


Dołączył: 13 Wrz 2008
Posty: 358
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Eloni

PostWysłany: Pon 20:06, 28 Gru 2009    Temat postu:

- Jak sobie życzysz mistrzu.
Otrzymawszy zadanie, wyszedłem z twierdzy Raitha. Od czego by tu zacząć? No tak, dostać się jak najszybciej do szeptu... Ale trzeba by skompletować jakąś załogę, w pojedynkę będzie bardzo ciężko. Diavi i Eritlina na pewno nie są sami. Może ktoś się po drodze napatoczy. Przed twierdzą spotkałem kilku kupców handlujących magią. Jednak ku swojemu zdziwieniu nie znalazłem handlarza zwojami nekromancji. Zdenerwowany niedoborem towaru, wyruszyłem w drogę, która prowadzi do Doliny Szarego Zmierzchu - innej drogi do Szeptu nie ma. Jeszcze przez Kurhany Skowytu trzeba się przedostać. Po drodze do Doliny nie powinno nic się stać, ale przywołałem dwa szkielety - dla bezpieczeństwa. Przywołując poczułem szorstką, zimną energię w dłoniach, a po chwili dwaj umarli słudzy już stali koło mnie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sknerus dnia Pon 20:16, 28 Gru 2009, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ari
Arinistrator


Dołączył: 29 Kwi 2008
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekła, a skąd?

PostWysłany: Wto 18:02, 29 Gru 2009    Temat postu:

Droga do Doliny Szarego Zmierzchu była śmiesznie łatwa. O nocleg nie musiał się martwić, gdyż dwójka jego szkieletów nie potrzebowała snu i mogła stać na warcie. Problemy zaczęły się mniej więcej w połowie drogi od geograficznego początku Doliny do twierdzy, założonej przez Zakon, by odpierać ataki nieumarłych armii Hokana. Randarol ujrzał na horyzoncie trójkę trolli. Dwóch z nich dzierżyło maczugi, niewiele mniejsze od drobnego szkieletu stojącego po prawicy nekromanty, a trzeci, stojący nieco z tyłu, miał na plecach skórzany tobół wypełniony kamieniami wielkości klatki piersiowej Randarola. W oddali majaczyły prowizoryczne, namiotopodobne budynki, zbudowane ze wszystkiego, co było dostępne pod wielką trollową ręką. Chatek było zbyt wiele jak na trójkę trolli, musiało ich być tam więcej. Trójka stanowiąca "komitet powitalny" to i tak zbyt wiele...


[Obóz trolli jest w tym samym miejscu, co w SF1 - mam nadzieję, że się domyśliłeś ;)]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sknerus
Zaklinacz słów


Dołączył: 13 Wrz 2008
Posty: 358
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Eloni

PostWysłany: Wto 19:20, 29 Gru 2009    Temat postu:

Zdezorientowany, próbowałem szybko wymyślić jakieś rozwiązanie. Przecież jak się zbliżę zmiotą mnie z powierzchni ziemi... Przez chwilę rozważałem czy nie wysłać jednego szkieletu, żeby trolle pobiegły zanim, ale trolle mają miotacza kamieni i bez ruszania się z miejsca by go zniszczyły, a poza tym jest ich dużo więcej. Rozejrzałem się na boki, by zobaczyć czy nie ma innej drogi, ale po krótkich oględzinach stwierdziłem, że jej nie ma. Gdy spojrzałem w górę zobaczyłem mury twierdzy zakonu. Gdybym tylko mógł dać im jakiś sygnał...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ari
Arinistrator


Dołączył: 29 Kwi 2008
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekła, a skąd?

PostWysłany: Sob 14:19, 02 Sty 2010    Temat postu:

Gdy zapadł zmrok, dwójka trolli z maczugami odeszła wgłąb obozu. Randarol zauważył powracające z łupami niewielkie oddziały trolli. Chyba dobrze im się tu żyło...
Troll z tobołkiem wypełnionym kamieniami ruszył powolnym, senny krokiem w stronę Randarola. Przeszedł kilka kroków, zatrzymując się przy łagodnym zejściu do Doliny, odwrócił i poszedł w drugą stronę, wzdłuż wąwozu. Po paru pacierzach był znowu na niewielkim wzniesieniu. Chyba udawał patrol.

*****
Kilka dni drogi dalej, gdzieś na mroźnych ziemiach Fiary...

Pan Umarłych pociągnął kolejny łyk boskiego nektaru koloru amarantu. Ciepło miło rozeszło się po ciele w ten mroźny wieczór.
- Twoje wino zawsze powalało smakiem, Uru. Zdradź swój sekret wyrobu.
Uru ocknął się z zamyślenia. Przed oczami stanął mu obraz wykrzywionej facjaty żołnierza, który zaciągnął się fermentującym składnikiem wina. Nie powiem nic o krwi demona, pomyślał Uru dyplomatycznie.
- Tajne składniki i takie tam – machnął ręką. Czerwone szaty zaszeleszczały, gdy odwrócił się od wielkiego okna ich „zimowej bazy wypadowej”. Zaczął rozcierać zmarznięte dłonie. - Zimno tu. Dlaczego nie możemy napalić w piecu?
- Dopóki nie zbierzemy się wszyscy, nie możemy. Tradycja – przypomniał mag odziany w srebrnoszare szaty. Były naprawdę eleganckie, wykrojone na miarę przez najlepszych szewców, którzy poświęcili swemu rzemiosłu całe życie. Te pośmiertne też. Rezultatem była jedwabna szata, praktycznie niczym nieozdobiona poza kilkoma spinkami tu i tam i paroma złotymi ażurami u dołu. Z jego twarzy emanował stoicki spokój, całe jego ciało zdawało się być wyrzeźbione w marmurze.
- Zanim Rosiu i Dareczek przyjadą, zdążę tu zamarznąć. To nie moje klimaty. Dlaczego nie mogliśmy wybrać sobie cieplejszej okolicy na spotkania? Na przykład Mulandiru?
- Trzeba było się cieplej ubrać, Uru. – Kpiący głos doszedł z wnętrza ogromnego lustra wiszącego naprzeciw okna, tuż obok monumentalnych dębowych drzwi. Nawet krasnoludzkie tarany nie potrafiłyby ich wyważyć. W środku był jeszcze wielki, również dębowy stół jadalny z trzynastoma krzesłami (choć jedno zarosło się już kurzem od nieużywania), kominek na lewo od wejścia i biurko tuż obok okna, z którego wychodził piękny widok na zimowy krajobraz. Białe szczyty gór, wyglądające jak zęby olbrzymiej, zamarzniętej przed wiekami bestii. Na horyzoncie, w niewielkiej kotlince, tliły się światełka świetlikowych lamp Tirganach. Krajobraz byłby natchnieniem dla wszystkich artystów, gdyby tylko jakiegoś tu wpuszczono.
Mag nazywany Uru i ten w srebrnoszarych szatach porozumieli się wzrokiem. Ich usta bezgłośnie poruszyły się.
- Sylverand. - Pan Umarłych odłożył swój misternie zdobiony złoty kielich na stół. Zbliżył się do lustra. – Miałeś przyjechać – położył znaczny nacisk na to słowo. - O ile się nie mylę, oczywiście…
- Nie mylisz się, Ash – sylwetka Władcy Luster powiększyła się. To Sylverand zbliżył się do swojego lustra. Wyszczerzył kły w uśmiechu tak przyjaznym, że można go nazwać dziecięcym – Ale zrozum, podróże są nużące…
- Gadanie do lustra też jest nużące – warknął Uram, ale na jego twarzy nie gościła złość. Podszedł do stołu, odkorkował butelkę i nalał sobie wina. Pociągnął dwa solidne łyki, zanim kontynuował. – Co z Murzynkiem? Przyjedzie?
Sylverand przybrał odpowiednio złowieszczy wyraz twarzy.
- Przyjedzie. Ma dla was druzgocące informacje, którymi podzielił się tylko ze mną…
Pan Umarłych westchnął znacząco.
- Do rzeczy. – Polecił. Coś jednak się w nim poruszyło i nerwowo podjął ze stołu kielich. Wino znów rozeszło się po ciele, dając zbawienne, uspokajające ciepełko.
- Daj spokój. Ktoś na tyle mądry jak Raith przekazywałby ważne informacje Sylvowi, hę? – Uram miał już dość gościa. Miał ochotę wziąć z mosiężnego wieszaka płaszcz podróżny i zasłonić nim lustro.
- Chodzi o Agonię – Idiotyczna mina Władcy Luster nie opuściła go ani na moment. Uram i Hokan znów porozumieli się wzrokiem. A jednak przekazał. Uram ponaglił przyjaciela ręką. Sylverand wziął głęboki wdech i wyrzucił wszystko jednym tchem. – Wasi ulubieńcy załatwili go do reszty. Zostały rozklekotane kości i parę kilogramów mięsa.
- Faktycznie, dawno nie odbierałem od niego przekazu… - Hokan wyciągnął szary, pobłyskujący kamień. Widniał na nim wyryty jakiś znak, nieco już starty przez palec czasu. Runa była ciepła, co oznaczało, że osoba w niej uwięziona nie żyje. Chociaż z drugiej strony Agonia był nieżywy od dawna, co utrudniało domyślenie się, w którym świecie aktualnie się znajduje.
Tętent końskich kopyt dochodzący z dołu przerwał mu rozmyślania.
- To Rosiu i jego przydupasek, Dareczek. – Stojący przy oknie Uram potwierdził jego przypuszczenia. – A właśnie, gdzie masz Ismaila?
Hokan zaklął siarczyście.
- Walczy z twoimi sługami. – Mruknął, zerkając dyskretnie na odbicie Sylveranda. Naprawdę idiotycznie wyglądał, odwrócony w lustrzanym odbiciu. Chociaż… i bez tego nieprzyjemnego dla oka efektu wyglądał idiotycznie.
- Myślę, że na jakiś czas musimy zaprzestać wojen – Uram westchnął, słysząc własne słowa. – To świetna zabawa, takie ciągłe kłótnie i wojny, ale zaczyna mi brakować ludzi. Demonów na ciebie nie naślę, nie chcę przypadkiem wygrać tej wojny – wyszczerzył kły w szyderczym uśmiechu.
Rozległ się odgłos stukania jeździeckich butów o posadzkę. Po chwili dołączył do niego drugi, identyczny. Mgnienie oka później wrota rozwarły się i do środka wkroczył Rohen. Jego bielsza od śniegu szata lśniła, odbijała światło kilku ustawionych na stole świeczek. Poły przyciętego płaszcza furkotały, przypominając parę skrzydeł.
Za Rohenem wszedł Darius Kartograf w czeladniczej szacie. Niewielu zwróciło na niego uwagę. Wszystkich olśnił mag w lśniących szatach. Po przywitaniach Rohen rozejrzał się po komnacie.
- Gdzie Murzyn? – Spytał z przekąsem.
Raith Czarny wszedł po ciszy trwającej nie dłużej niż dwa oddechy. Odziany był w czarne niczym noc skórzane ubrania. Tak jak Rohen i Darius, miał na sobie wysokie jeździeckie buty.
- Jechałem za tobą połowę drogi, nawołując. Umyj uszy.
Rohen chyba go zignorował.
- Wybaczcie spóźnienie. Pracowałem nad…
Uram podszedł do niego. Wskazujący palec położył na ustach.
- Wiemy, nad czym pracowałeś – popatrzył na pozostałych magów, którzy pokiwali potakująco głowami. – Nie mów o tym, bo ściany mają uszy… I lustra.
Odruchowo spojrzenie wszystkich skierowało się na taflę lustra, w której nie majaczyła już sylwetka Sylveranda, tylko ich własne.
- Napij się wina – polecił Hokan. – Produkcji Urama. Do teraz głowię się, czego on dodaje…
- Myślę, że jesteście też głodni – Uram Czerwony skinął głową na trójkę przybyłych. – Posilcie się, a zaraz porozmawiamy o Agonii.
- Był ostatnio w Szarogórzu – Rohen nie krył oburzenia, kiedy siadał do stołu. – Starzeje się. Został pokonany przez wieśniaka i barbarzyńcę… Czy jest sens przywoływać go ponownie?
- Jest – mruknął Raith, nakładając sobie faszerowanego kurczaka autorstwa Hokana. A przynajmniej miał nadzieję, że to kurczak. – Będzie naszym decydującym argumentem. No i przyda nam się podczas TEGO
Od strony drzwi coś zaszemrało. Uram wziął pustą butelkę po winie i cisnął nią w lustro. Fontanna szklanych okruchów wylądowała na podłodze niczym konfetti rzucone w nieodpowiednim momencie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ari dnia Sob 14:20, 02 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sknerus
Zaklinacz słów


Dołączył: 13 Wrz 2008
Posty: 358
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Eloni

PostWysłany: Sob 19:17, 02 Sty 2010    Temat postu:

Patrząc na trolla zdecydowałem się przebiec. Wydawał się zbyt ociężały by mnie dogonić. Gdy biegłem targały mną różne emocje. Strach - mogłem się nie przedostać i zostać zabity. Zadowolenie - mogłem się przedostać. Gdy znalazłem się już bardzo blisko trolla, opanowała mnie panika, lecz się nie zatrzymałem.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sknerus dnia Sob 19:33, 02 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ari
Arinistrator


Dołączył: 29 Kwi 2008
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekła, a skąd?

PostWysłany: Nie 13:13, 03 Sty 2010    Temat postu:

Troll zauważył Randarola kiedy ten był mniej więcej w połowie drogi. Rozejrzał się wokół, szukając kogoś, kogo można zaalarmować. Widocznie uznał, że są za daleko. Pobiegł niezgrabnymi krokami za mrocznym elfem, ale niemal natychmiast wyszła na jaw różnica prędkości - troll nie miał szans dogonić Randarola. Zdenerwowany olbrzym wyjął z tobołka kamień wielkości klatki piersiowej Randarola i cisnął nim jedną ręką, nadając rotację wsteczną. Głaz poleciał prosto w Randarola, na szczęście zakręt ścieżki uniemożliwił trafienie mrocznego elfa. Zamiast tego trafił szkieleta, biegnącego za swym panem. Siła uderzenia była ogromna. Szkielet stał się kupą kości rozrzuconą na obszarze paru metrów. Jakby tego było mało, głaz poleciał dalej, doszczętnie niszcząc drugiego nieumarłego. Później na drodze kamienia stanęła góra i głaz uderzył w nią, rozbijając się na dziesiątki małych kamieni. Randarol pierzchnął zbyt daleko, by któryś odłamek mógł go uderzyć.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sknerus
Zaklinacz słów


Dołączył: 13 Wrz 2008
Posty: 358
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Eloni

PostWysłany: Nie 13:22, 03 Sty 2010    Temat postu:

Nareszcie! - wykrzyknąłem. Byłem bardzo szczęśliwy, ponieważ po kilku godzinnym staniu w jednym miejscu w końcu przedostałem się przez straż trolli. Lecz był jeden minus. Straciłem wszystkie szkielety, a na przywołanie nowych nie miałem teraz siły. Droga do bramy była już czysta. Po chwili stanąłem przed zamkniętą bramą.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sknerus dnia Nie 13:24, 03 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ari
Arinistrator


Dołączył: 29 Kwi 2008
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekła, a skąd?

PostWysłany: Nie 16:04, 03 Sty 2010    Temat postu:

[Drugi post z rzędu krótszy niż dwie linijki - żegnajcie, PD...]

Pomimo stania i tkwienia pod bramą, wrota nie otworzyły się. Patrolujący zbrojni chodzili po wysokim na jakieś pięć metrów murze i przyglądali się Randarolowi z niechęcią. W końcu jeden z nich stanął przy mechanizmie odpowiadającym za uchylenie wrót.
- A czego pomiot Nora chce tutaj? - Zapytał, opierając się na swej krótkiej włóczni. Płytowy napierśnik odbijał światło księżyca, które dodawało srebrnemu pancerzowi blasku. Spod napierśnika wystawał granatowy kaftan ze srebrnymi, ażurowymi zdobieniami na zakończeniach rękawów.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ari dnia Nie 16:07, 03 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sknerus
Zaklinacz słów


Dołączył: 13 Wrz 2008
Posty: 358
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Eloni

PostWysłany: Nie 16:58, 03 Sty 2010    Temat postu:

Zdenerwowany ich opryskliwością odpowiedziałem:
- Potrzebuję się dostać do Szeptu, a niestety jedyna droga wiedzie tędy.
Gdy tak stałem naprzeciw strażnika moim oczom ukazała się piękna fortyfikacja budynków otoczona murami, pełna kupców. Jedyny problem był taki, że nie miałem przy sobie pieniędzy, a od kilku godzin dokuczał mi głód.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ari
Arinistrator


Dołączył: 29 Kwi 2008
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekła, a skąd?

PostWysłany: Śro 23:06, 06 Sty 2010    Temat postu:

Widząc potencjalne zagrożenie, do rozmawiającego z mrocznym elfem podszedł kolejny strażnik, identycznie ubrany i uzbrojony.
- Czego ten pomiot ciemności - splunął na ziemię - oczekuje? Że wpuścimy go do miasta?
- Idzie do Szeptu. - wyjaśnił drugi.
- No to wskażmy mu Orkowy Wąwóz i po sprawie. Skoro poradził sobie z trollami na zachodzie, poradzi sobie i z orkami.
Do uszu Randarola dobiegły nerwowe szepty rozmawiających strażników. W końcu ten pierwszy zwrócił się do elfa.
- Dla takich jak ty przewidzieliśmy skrót. - Ręką machnął na południowy wschód. Istotnie, był tam wąwóz, na oko znacznie krótszy niż jaskinie za Twierdzą. - Dostaniesz się nim do Szeptu bez kalania naszej ziemi swymi mrocznymi stopami.
Strażnicy nie czekali na reakcje Randarola. Odeszli, pogwizdując pod nosem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sknerus
Zaklinacz słów


Dołączył: 13 Wrz 2008
Posty: 358
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Eloni

PostWysłany: Czw 18:32, 07 Sty 2010    Temat postu:

Co za idioci - pomyślałem.
Przechodząc przez twierdzę Zakonu widziałem piękne budynki. Musiałem ze sobą walczyć, aby po prostu do któregoś nie wejść i położyć się w łóżku. Po całej twierdzy miotało się również pełno kupców. Z chęcią zrobiłbym zakupy, ale nie miałem pieniędzy i nie byłem tu mile widziany.
Gdy przechodziłem koło wyjścia miałem wielką ochotę zabić strażników, ale nie było sensu, byłem sam.
Poza twierdzą rozciągała się pustynna, jałowa ziemia, a w oddali było widać hordy ożywieńców. Żeby dojść do wąwozu musiałem obejść całą twierdzę, co mi trochę zajęło. Gdy szedłem, myślałem o głupocie strażników; niech poczekają aż kiedyś tu wrócę z armią ożywieńców.
Stojąc przed wejściem do wąwozu trochę się bałem, bo słyszałem o hordach orków, ale po chwili wszedłem do wąwozu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sknerus dnia Czw 18:53, 07 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ari
Arinistrator


Dołączył: 29 Kwi 2008
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekła, a skąd?

PostWysłany: Sob 15:51, 09 Sty 2010    Temat postu:

Wąwóz ciągnął się w nieskończoność, jak lej po wyschniętej, głębokiej jak żołądek smoka rzece zakręcał co kilkadziesiąt kroków. Mimo tego Randarol miał wrażenie, że do Szeptu dotarł szybciej, niż gdyby podróżował przez Wężowe Jaskinie. W oddali majaczyły budynki ożywieńców, zbudowane ze wszystkiego, co było pod kościstą ręką. Mimo tego budowle były znacznie ciekawsze niż trollowe nie-wiadomo-cosie. Większość zbudowana na planie prostokąta miała regularne kształty, ale z gzymsów spoglądały wśibskie gargulce, niektóre ściany przyprószone były granitowym bluszczem, a jeszcze inne dumnie ukazywały płaskorzeźby, lśniące w pomarańczowym blasku wschodzącego słońca. Z daleka Tunetok nie widział, co przedstawiają.
Po długim czasie spędzonym sam na sam z przyrodą, elf stał się jeszcze bardziej wyczulony na wszelkie dźwięki. Omal się nie wzdrygnął gdy, idąc nad miastem umarłych na wysokim, podłużnym wzniesieniu, z drugiej strony otoczonym gośćmi, usłyszał żywo prowadzoną dyskusję. W oddali zamigotały sylwetki dwóch ludzi, przybliżających się w dość szybkim tempie. Jednym z nich okazał się sam Hokan Ashir, mag Kręgu, Pan Umarłych, Pierwszy Wśród Nekromantów, Władca Szeptu. Drugiej osoby Randarol nie poznał. Był to człowiek nieco niższy od Hokana, ubrany w wyblakłe czerwone szaty. W porównaniu do Ashira prezentował się biednie, ale na pewno nie należał do ubogich. Z pewnością żyło mu się lepiej niż połowie ludzi zamieszkujących Fiarę. Choć Tunetok nie rozumiał wszystkiego, wydawało mu się, że chodzi o udzielenie zbrojnej pomocy pewnemu obozowi na Boskim Murze. Najbardziej jednak zaciekawiły go imiona, które usłyszał. Te, które zrozumiał, brzmiały: Diavi, Drish Eritlina i Zarakhi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sknerus
Zaklinacz słów


Dołączył: 13 Wrz 2008
Posty: 358
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Eloni

PostWysłany: Sob 19:50, 09 Sty 2010    Temat postu:

Natychmiast się domyśliłem, że w tym obozie na Boskim Murze są Eritlina i Diavi. Więcej informacji już nie potrzebowałem.
Gdy mijałem dwóch magów, strzępki rozmowy tylko potwierdziły moje domysły, a oni zachowywali się jakby mnie nie było.
Podniecony tym, że ich niedługo znajdę ruszyłem w drogę Boskiego Muru.
Moje myśli zajęły marzenia o nagrodzie od Raitha, oraz o wiedzy na temat nekromancji, którą potem zdobędę.
Gdy się oddalałem od dwóch magów, odwróciłem głowę, aby przyjrzeć się bliżej mistrzowi nekromancji.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sknerus dnia Sob 19:54, 09 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ari
Arinistrator


Dołączył: 29 Kwi 2008
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekła, a skąd?

PostWysłany: Sob 20:52, 09 Sty 2010    Temat postu:

Randarol jak gdyby nic przemykał między budowlami umarłych, kierując się w stronę miejsca nazywanego tu Kurhanami. Wyszedł przez, o dziwo, otwartą bramę zbudowaną z mieszaniny gleby i kości. Politycznie rzecz biorąc, był już na terytorium Boskiego Muru. Nieco zasnuły ciemne chmury. Poszarzało. Zanosiło się na deszcz. Gdzieś w oddali zabrzmiał tętent końskich kopyt. Randarol instynktownie odwrócił się do tylu. Gonił go rycerz na śnieżnobiałym koniu. Odziany był szczelnie w czarne jak noc szaty, w prawej dłoni dzierżył kosę. Wokół niego krążyły purpurowe i różowe wiązki magii. Tutentok nie zdążył zareagować. Jeździec dogonił go w mgnieniu oka.
- Nie jesteś tam mile widziany - zagrzmiał donośny bas. - Nie pozwolę ci odebrać jej życia ku czci twojego pana...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ari dnia Sob 20:53, 09 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum SpellForce Strona Główna -> Gawędy Ariego Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin