Forum SpellForce
Forum
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Czarna stal - rozdział I
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum SpellForce Strona Główna -> Gawędy Ariego
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Doyle
Łupieżca tematów


Dołączył: 02 Lip 2007
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nysa

PostWysłany: Pią 23:20, 18 Gru 2009    Temat postu:

Po szybkiej konsultacji z innymi, Rhinan przedostał się do pierwszej linii. Za nim biegły dwa Ostrza. Pamiętając o ustaleniach przesunął się nieco na prawo. Osłaniamy przez szkielety - łuczników, oraz nacierający oddział pozorował próby przedarcia do dowódcy, tym samym odwracając uwagę części wojsk przeciwnika od właściwych napastników. Ostrzom rozkazał by wysunęły się nieco do przodu. W pewnym momencie zamachnął się planując ściąć wrogu głowę toporem. Nagle poczuł w ramieniu przeszywający ból.
Co jest? Przecież nie jestem ranny... - pomyślał, a w tym czasie ból rozprzestrzeniał się po jego ciele z prędkością pioruna.
-AAAARGH!!!- wrzasnął i upadł na kolana. Ból ogarnął całe ciało. Wijąc się z bólu, rozkazał ostrzom, żeby go ochraniały. Z trudem spróbował opanować nieprzyjemne uczucie. Kosztowało go to wiele wysiłku, jednak powoli ból ustępował. Nieco oszołomiony wstał i ponownie chwycił za broń.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Doyle dnia Nie 20:47, 20 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ari
Arinistrator


Dołączył: 29 Kwi 2008
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekła, a skąd?

PostWysłany: Pon 17:09, 21 Gru 2009    Temat postu:

Diavi jako pierwszy dostał się do oddziału czerwonych. Jednym celnym ciosem w nogi pozbawił nadbiegającego przeciwnika możliwości ruchu. Legionista padł z jękiem na ziemię. Chwilę później zdeptały go dwie dziesiątki nagich kości stóp, gdy oddział Diavi'ego dobiegł do swego przywódcy. Chwilę później do akcji wkroczył drugi dziesiątek tarczowników i zaczęła się rzeź. Niestety, najczęstszym słyszanym dźwiękiem był trzask łamanych płazem miecza lub przecinanych ostrzem kości, najczęstszym widokiem była rozpadająca się sterta kości. Już po paru chwilach liczba szkieletów w obu dziesiątkach zmniejszyła się o połowę, przy dwóch straconych w Czerwonym Legionie. Wtedy na pomoc przybyły Ostrza przy akompaniamencie ryków Ugruka. Żołnierze Legionu stanęli jak wryci, odsłaniając słabe punkty przed atakiem. Dowódca, nie wyglądając na przestraszonego (jemu łatwiej powiedzieć, siedział na siedmiogrodzkim koniu), wzniósł sztandar Urama wyżej, krzycząc coś wniebogłosy. Jego podwładni opanowali się nieco, ale było już za późno. Trzecia salwa strzał zasłoniła niebo, by po ułamkach sekund trafić bezradnych legionistów. Trzech ludzi padło, krzycząc w agonii. Siły wyrównały się - zarówno legioniści, jak i szkielety straciły połowę wojowników.

[Rzuty na trafienie (w kolejności napisanych postów. Szansa na trafienie = 45+(Zręczność atakującego-Zwinność broniącego), wyrażone w procentach):
Ugruk: 92/55; Drish: 91/30; Rhinan: 6/50]


Ugruk:
Zwinny żołnierz, którego ruchy były tylko delikatnie skrępowane skórzaną zbroją, z łatwością uniknął uderzenia. Nie pozostał dłużny, jego półtoraręczny miecz poszybował ku trollowi i ze sporą jak na człowieka siłą uderzył w rękę trzymającą maczugę. Ugruk zawył z bólu, zdołał jednak utrzymać broń w dłoni. Legionista już szykował się do drugiego, celniejszego uderzenia…

Drish:
Zakrzywione ostrze mrocznego elfa już miało przeciąć cel – szyję – gdy nagle legionista odskoczył w bok, unikając zarówno ciosu Drisha, jak i spotkania z ramieniem czarnej bestii. Został przyparty do skalnej ściany, a w starciu dwóch na jednego raczej nie miał szans… Drish poczuł ukłucie triumfu. Z kolei żołdak Urama nie wyglądał na przestraszonego – dumnie chwycił miecz w obie dłonie i czekał na atak.

Rhinan:
Krasnolud mechanicznie odparł dwa ataki. W mig spostrzegł, że do niego doczepiło się dwóch legionistów. Stopniowo przepędzali Rhinana do stromego zbocza, na dole którego znajdować się mogła tylko śmierć. Sytuacja stawała się coraz gorsza, długobrody czuł już na plecach lodowaty dotyk śmierci. Nawet nie zauważył, kiedy atakujący go żołnierze zostali brutalnie odepchnięci przez Ostrza. Hokan jednak miał łeb na karku, tworząc te cudeńka. W jednej chwili z dwóch bezradnych przeciwników pozostały już tylko rozczłonkowane ciała. Na nic zdała się im zbroja, bękarty jedynie na krótko odwlokły decydujący moment. Ponury Kosiarz będzie miał dziś dużo roboty.

W zamęcie walki nikt nie zauważył nadjeżdżającego kawalerzysty. Siedmiogrodzki koń kasztanowej maści spieszył ile sił w kopytach. Sztandar przywieszony do lancy furkotał na wietrze. Broń była znacznie dłuższa niż ramiona Ostrzy, jej grot z łatwością wbił się w mechanizmy wojowników utkanych z czarnej stali. Pod wpływem niezbyt silnego uderzenia wspieranego impetem szarży, dwa Ostrza chroniące Rhinana rozpadły się na drobne części. Jak zauważył krasnolud, „kończyny” stworów ruszały się jeszcze po tym, jak końskie kopyta wbiły je w ziemię. Kawalerzysta stopniowo hamował, szykując się do nawrotu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ari dnia Śro 15:00, 23 Gru 2009, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Drakon Arach
Zaklinacz słów


Dołączył: 22 Kwi 2008
Posty: 413
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:30, 21 Gru 2009    Temat postu:

Syczałem z bólu. Legionista okazał się sprytniejszy niż myślałem. Ale widząc dowódcę wpadłem na pewien plan.
Z całej siły ryknąłem przerażająco na żołnierzy, w tym konia by go spłoszyć. Wykonuje jeden krok do przodu w kierunku wojownika, który mnie trafił i drugim krokiem próbuje go z całej możliwej siły kopnąć go w krocze. Cała taktyka polegała na wymuszeniu na przeciwniku uniku i próbie wyłączenia go z bitwy.
Przy okazji sprawdzam gdzie aktualnie się znajduje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vinrael
Mocarz klawiszy


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 479
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:58, 21 Gru 2009    Temat postu:

W momencie, gdy usłyszałem dźwięk rozpadających się Ostrzy, gwałtownie odwróciłem głowę. Szybko rozeznałem się z sytuacji. Jeździec, którego uważałem za dowódcę pojawił się na polu bitwy. Szybkim uderzeniem zniszczył Ostrza należące do kompana. Cały czas wiedziałem, że mam obok siebie przeciwnika. Odwróciłem się z powrotem w jego kierunku i stwierdziłem:

- Wiesz, gdy się poruszasz, trudniej jest mi ciebie zabić... - Powiedziałem, spoglądając na zdumioną twarz oponenta. Nie traciłem więcej czasu. Dwóch z moich podopiecznych, wysłałem, aby odcięły drogę głównemu dowódcy podczas nawrotu. Z pewnością miałby pewne problemy z odparciem dwóch ataków, w dodatku zza swoich pleców. Miałem nadzieję, że te dwa ostrza, które miałem od samego początku, będą mi w tej chwili posłuszne. Wydając im rozkaz, postarałem się, aby zabrzmiał dosyć władczo. Ostrze, które otrzymałem od Ugruka, robiło to do czego było stworzone. Walczyło na oślep, zostawiając mnie sam na sam z żołnierzem Czerwonego Legionu, który już znów stał dumnie, lecz nie atakował. Nic już nie mówiąc, postanowiłem wykonać atak. Przygotowany do ataku, prawie drgnąłem z miejsca, ale rozmyśliłem się opierając miecz o ziemię. Rzuciłem przelotne spojrzenie na Legionistę i zadałem pytanie, lecz nie oczekiwałem odpowiedzi:

- Nie zamierzasz mi ułatwiać? - Spytałem, po czym bezzwłocznie z rozluźnionej postawy, przeszedłem w bojową zadając jednocześnie szybkie, acz mocne pchnięcie, wymierzone tuż nad ostrzem miecza, aby w razie sparowania mego ataku miecz mógł "prześlizgnąć" się i dźgnąć wroga...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hyouton
Webmaster


Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 317
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Śro 9:08, 23 Gru 2009    Temat postu:

Tymczasem ja postanowiłem zareagować
- Przeklęte istoty, czas abym osobiście przelał waszą krew. Niech ten mroźny gniew towarzyszy wam w drodze w jedną stronę ku śmierci- rzekłem na głos po czym postanowiłem użyć czaru żywiołu lodu. Bezzwłocznie zebrałem mroźną energie w moich dłoniach. Jej chłód jednak przyprawiał mnie o dreszcze w okolicach klatki piersiowej. Spowodowane to było dużą ilością energi czy może źle zebranej many...
Pomimo prawdopodobieństwa, że mogłem źle zebrać energie, skierowalem ją bezzwłocznie w strone jednogo przeciwnika, znajdującego się najbliżej mnie - czyli jeden z czerwonych legionistów. Odwrotu już nie było, moc poszła zgodnie ze swoim kierunkiem. Bezzwłocznie swoje zainteresowanie skierowałem na Erline.
- Ach, jaką ona piękna, mógłbym na nią patrzeć przez wieki- rzekłem niespodziewanie i niekontrolowaie na głos, jednak nie przejmowałem się tym i podziwiając dowodzującą nad łucznikami elfke, oparłem się o koniec mojego kostura, w części, kóra nie była naostrzona.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Doyle
Łupieżca tematów


Dołączył: 02 Lip 2007
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nysa

PostWysłany: Śro 22:06, 23 Gru 2009    Temat postu:

Rhinan znalazł się oko w oko ze śmiercią. Nie stracił jednak zimnej krwi. Co można zrobić, aby go pokonać - zastanawiał się w myślach, jednocześnie uważnie obserwując otoczenie. Zauważył, że po nawrocie jeździec będzie musiał minąć jedno z pokonanych Ostrzy, aby zaatakować któregoś z towarzyszy.Postanowił ukryć się wśród szczątków jego i gdy jeździec będzie przejeżdżał obok niego, podciąć ścięgna w kończynach jego konia. Pobiegł więc najszybciej jak mógł, tak by dopaść resztek zanim jeździec zdąży go zauważyć.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Doyle dnia Śro 22:06, 23 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ari
Arinistrator


Dołączył: 29 Kwi 2008
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekła, a skąd?

PostWysłany: Czw 11:14, 24 Gru 2009    Temat postu:

[Ugruk: 6/35; Drish (bonus +10 za atak z zaskoczenia): 53/40; Zarakhi: 79/45 (Mądrość), 99/45 (Inteligencja), wynik na k10: 6; Rhinan: Rzut automatycznie zdany. Rzuty przeciwników i BN-ów są ukryte.]

Ugruk:
Jak się okazało, troll znajdował się mniej więcej w centrum bitwy, ale tyły miał osłonięte przez Rhinana, Drisha i Ostrza tego drugiego. Nieco z tyłu, po lewej hamował dowódca oddziału. Kątem oka troll zauważył uciekającego krasnoluda. Tchórz...
Chwila nieuwagi wiele kosztowała. Miecz przeciwnika rozciął trollowi nadgarstek. [Rzut na wytrzymałość: 7/45] Uderzenie jednak jeszcze bardziej utrudniło życie legioniście - troll stał się jeszcze bardziej wściekły. Wrzasnął wniebogłosy po czym podszedł do niego i boleśnie kopnął w krocze. Ugruk trafił nieco powyżej środka ciężkości człowieka. Zaskoczony legionista wytrzeszczył oczy, przyjmując cios w niespodziewane miejsce. Miecz upadł na ziemię, a jego właściciel bez słowa padł na kolana, rękoma chwytając obolałe podbrzusze.

Drish:
Przeciwnik nic nie odpowiedział. Stał niewzruszenie, próbując patrzeć elfowi w oczy. Co chwilę jednak jego spojrzenie uciekało ku czarnej śmierci, jaka walczyła u boku Drisha. Dwa pozostałe Ostrza odeszły, mroczny elf słyszał ich charczenie - z kimś walczyły. Posłuszne stworzenia. Legionista był przygotowany na atak. Pomimo wyczuwalnej amatorszczyzny jego ruchów, cios Drisha został sparowany. Ostrze miecza ześlizgnęło się płazie bękarta rekruta. Legionista zmajstrował nieśmiały kontratak, którego wykonanie rozbawiłoby Drisha, gdyby ten nie był tak ponury i bezuczuciowy.

Zarakhi:
Obecność Eritliny utrudniła Zarakhiemu koncentrację do tego stopnia, że stracił kontrolę nad pociskiem. Zapatrzył się w elfkę i nie widział, gdzie poleciała srebrzysta, topniejąca w upalnym słońcu kula lodu...
Nagle Zarakhi poczuł paraliżujący ból w rękach i nogach oraz nieprzyjemne ukłucie w sercu. Nie było żadnej wytłumaczalnej przyczyny tego zjawiska. Dopiero po paru sekundach zauważył gasnące fioletowe iskry między palcami Eritliny. Przez bitewną wrzawę nie usłyszał jej słów, ale z pięknych, alabastrowych ust wyczytał "zajmij się walką". Jakież to romantyczne...

Rhinan:
Krasnolud schował się za czymś, co jeszcze przed chwilą było torsem czarnego wojownika. Jeździec zawrócił i szykował się do kolejnej szarży. Jego koń zrobił dwa kroki, ale wnet zatrzymał się. Dowódca spojrzał prosto na krasnoluda. Rhinan poczuł dziwny chłód na plecach, spowodowany zapewne nagłym wzrostem adrenaliny. Po sekundzie jednak było mu po prostu zimno. Tuż nad jego barkiem przeleciała mroźna kula energii, pozostawiając wyjątkowo nieprzyjemne pieczenie na lewej części twarzy, i zmierzała ku kawalerzyście. Tor jej lotu zmieniał się ciągle, wobec czego jeździec nie miał szans na wyminięcie pocisku - może udałoby mu się to, gdyby nie miał wierzchowca. Jego największy atrybut stał się największym przekleństwem. Srebrzysta, lśniąca kula zderzyła się z bezbronnym ciałem konia, zamrażając go na sekundę czy dwie. Siedmiogrodzki wierzchowiec wpadł w popłoch, stanął dęba, po chwili na przednich nogach. Dowódca wypadł z siodła i poleciał głową w przód w stronę roztrzaskanych Ostrzy. Wylądował tuż przed Rhinanem, jego zbroja wbiła mu się w klatkę piersiową, zapewne powgniatała też kilka innych rejonów ciała. Jego włócznia upadła jakieś trzy kroki od właściciela.
Rhinan bez słowa podszedł do umierającego żołnierza. Ten szeptał jakieś niezrozumiałe słowa, sądząc po tonie była to modlitwa. Nie czekając sekundy dłużej, krasnolud przebił zniszczoną zbroję i zatopił Topór Pierwotnego Cienia w sercu dowódcy legionu...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ari dnia Czw 11:54, 24 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Drakon Arach
Zaklinacz słów


Dołączył: 22 Kwi 2008
Posty: 413
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 11:52, 24 Gru 2009    Temat postu:

Widząc ginącego dowódcę podniosłem ryk zwycięstwa. Zacząłem przekonywać się co do tego krasnoluda.
Żołnierz, którego trafiłem łapał się za podbrzusze i chyba zmagał się z bólem. Postanowiłem dokończyć jego żywot biorąc jego miecz, który dla był jak jakiś mały nożyk i wbiłem mu go brutalnie w klatkę piersiową. Po tym bestialsko odkopałem zwłoki na najbliższego legionistę z nadzieją, że jakiś się potknie lub wystraszy.
Wziąłem maczugę w obie ręce i podsunąłem pod siebie w czymś rodzaju zasłony przed ewentualnym uderzeniem. Zacząłem szukać kolejnego przeciwnika.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hyouton
Webmaster


Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 317
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Czw 16:21, 24 Gru 2009    Temat postu:

Tymczasem po słowach Erliny musiałem zareagować, w końcu jak nie słuchać takiej piękności.
Tym razem chciałem przetestować inny czar. Skupiłem mroźna energie w dłoniach. Moje ręce wyprostowałem (patrz screen w kp) i energia mrozu zaczęła wokół mnie wirować, a po chwili 2 zbiorowiska energii podzieliły się na 3. Krążące obiekty były wspaniała osłoną dla mnie, która zapewni mi większą ochronę. Choć sobie z tym nie radziłem za dobrze, postanowiłem włączyć się do walki wręcz. Dołączenie do wielkiego kłębka walki, znajdującego się przede mną nie trwał długo. Od razu wybrałem sobie przeciwnika stojącego najbliżej, z mojej perspektywy. Szybko sobie przypomniałem, że to ta sama osoba, w którą wcześniej celowałem lodowym pociskiem. Za bardzo tym faktem się nie przejąłem i wziąłem się do walki. Wziąłem potężny zamach moim 2 ręcznym kosturem i uderzyłem z całej siły w oponęta. Niestety nie było to uderzenie wszechczasów. Przeciwnik był na tyle zwinny, że zdołał uniknąć mojego wolnego ciosu.. A szkoda bo wziąłem taki zamach, że mogłem się przewrócić. Na szczęście to się nie stało, wyszedłbym na słabeusza przy Erlinie. A nawet z czarem lodowej tarczy czułem się dumny. Wydawało mi się, że od tyłu wyglądam dość dobrze i pociągająco Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vinrael
Mocarz klawiszy


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 479
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:12, 24 Gru 2009    Temat postu:

[Hju, Ty zamiast zagadać po walce, to "kochasz na [sporą] odległość" i rzucasz lodowymi pociskami na oślep xD]

- Śmieszne... - Stwierdziłem z kamienną twarzą, odpierając kontratak oponenta. Gdy przeciwnik go wyprowadzał, ja już wiedziałem co zrobię. Pomyślałem, że nie będę musiał, się zbytnio nadwyrężać, gdy pozbędę się broni napastnika. Tak na dobrą sprawę walczyłem mieczem dwuręcznym, który aż się prosił, aby trzymać go oburącz. Postanowiłem spróbować wybić miecz przeciwnika, aby chociaż przez chwilę nie mógł sparować mojego uderzenia, aczkolwiek liczyłem na słabiutkie ręce wroga i "zdolność" do wypadania miecza z rąk. Byłem dosyć zirytowany, gdyż przeciwnik ciągle się ruszał, utrudniając trafienie i dopiero w tym momencie przystanął na moment. Jednak był to o jeden moment za dużo...

Tuż po kontrataku oponenta, złapałem miecz w obie ręce i z lekkim przytupem wyprowadziłem atak, który miał trafić w ówcześnie planowane miejsce. Wszystko rozegrało się w ułamku sekundy. Przeciwnik odsłonił się, przez swój tragiczny wręcz kontratak. Trzymając miecz w jednej ręce był idealnym obiektem, na "przetestowanie" mego ataku. Podczas walki zdążyłem wypowiedzieć półgłosem kilka słów:

- Nie... Utrudniaj... - Wycedziłem przez zęby. Ostrza naszych broni spotkały się, a wtórował im dosyć głośny łoskot. Uderzenie było zdecydowanie silniejsze, niż dotychczas, ale okupiłem je większym wysiłkiem...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Doyle
Łupieżca tematów


Dołączył: 02 Lip 2007
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nysa

PostWysłany: Sob 17:20, 26 Gru 2009    Temat postu:

Rhinan dobił umierającego dowódcę. Nie był to jednak gest litości, czy też szacunku. Był po prostu wściekły, że stracił swoich podkomendnych, którzy choć nie potrafili samodzielnie myśleć, były znacznym ułatwieniem w bitwie.
-Niech cię piekło pochłonie za zniszczenie moich Ostrzy! - rzekł wzburzony, rąbiąc martwe ciało na pół. Uniknął śmierci tylko dzięki Zarakhiemu i w jego zdeprawowanym sercu pojawiło się coś na kształt wdzięczności dla mrocznego elfa.
Podziękuję mu później- pomyślał krasnolud, rozglądając się po polu bitwy. Nie mając do pomocy Ostrzy musiał dużo bardziej uważać na to, co działo się dookoła niego. Przede wszystkim nie mógł już tak dokładnie kontrolować tego co się dzieje za plecami. Nie widząc innego wyjścia podjął próbę przedarcia się do któregoś z towarzyszy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ari
Arinistrator


Dołączył: 29 Kwi 2008
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekła, a skąd?

PostWysłany: Nie 21:52, 27 Gru 2009    Temat postu:

Drish zręcznym pchnięciem w serce pozbawił życia zdrętwiałego ze strachu żołnierza. Bastard wbił się w ziemię ostrzem w dół, właściciel miecza padł na kolana, opierając się na jelcu.
- Jeśli spotkasz moją żonę – wycharczał, kaszląc strugami krwi –powiedz jej, że ci wybaczyłem…
Siły żołnierza wyczerpały się. Padł na ziemię, wzbudzając tuman kurzu. Długi miecz wykrzywił się nieco od pionu.
Dwóch ocalałych żołnierzy wycofało się szybkim krokiem. Widząc miażdżącą przewagę liczebną przeciwników oraz zbliżające się kroki, odwrócili się na piętach i pobiegli ile sił w nogach. W ślad za nimi podążyły strzały ostatniej salwy wysłanej w trakcie tej bitwy. Siły Urama zostały rozgromione. Zdążyły jednak narobić sporo szkód w Hokanowych oddziałach. Z tarczowników ocalało pół dziesiątku Diavi’ego, natomiast wszystkie Ismailowe szkielety powróciły do świata zmarłych. Tylko kościani łucznicy przetrwali bitwę w niezmienionym składzie.
Jedno z Ostrzy Drisha miało odrąbane coś, co zastępowało lewą rękę. Poza tym szczegółem i kupą złomu będącą niedawno oddzialikiem Rhinana, czarnym zabójcom nic poważnego się nie stało. Na jednym nie było nawet rysy po mieczu…
Eritlina westchnęła. Rozmasowała obolałe ramiona. Jak na rozkaz, ona i jej brat jednocześnie przewiesili swój oręż przez plecy. Diavi miał podbite oko (zastanawiające, od czego), ale trzymał się dobrze.
Ismail zakończył swój rytuał i… nie stało się nic. Stracił całą walkę na rysowaniu bazgrołów na ziemi…
- Rozdzielmy się – zaproponowała Eritlina, gdy wrzawa walki umilkła na dobre i cisza stała się nieprzyjemna, kłująca w uszy. – Widzę tam rozwidlenie dróg. Jest tam dobre miejsce na obóz – zerknęła na zachodzące słońce – a nieco dalej rozwidlenie dróg. Jedna prowadzi prosto, a druga w prawo, idzie chyba stromo w górę…
- Zgoda – mruknął Diavi. –Tymi marnymi siłami nie zdobędziemy całego Muru, trzeba posłać po posiłki…
Spojrzenia wszystkich zwróciły się ku Ismailowi.
- Jednoznacznie przegłosowane – skwitował Diavi. Nie trzeba było dwukrotnie powtarzać. Ismail, ociągając się, ruszył z powrotem w dół zbocza.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Drakon Arach
Zaklinacz słów


Dołączył: 22 Kwi 2008
Posty: 413
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 11:38, 28 Gru 2009    Temat postu:

Patrząc na uciekających żołnierzy trochę się zawiodłem. Myślałem, że bitka będzie trwała dłużej...
Wziąłem maczugę i poszedłem na przód całej armii. Nie by zdezerterować, ale by obserwować teren przed nami. Smętnym wzrokiem rejestrował okolicę.
Najbardziej jednak zdziwiłem się nad szybkością z jaką padły szkielety - tarczownicy. Jak mamy chodzić z tak cienkimi wojownikami to wątpię byśmy doszli do końca tej formacji skalnej.
Z nudów kopnąłem najbliższą głowę szkieleta. Patrzyłem jak leci daleko w górę, a potem spada w przepaść.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Drakon Arach dnia Pon 11:40, 28 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ari
Arinistrator


Dołączył: 29 Kwi 2008
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekła, a skąd?

PostWysłany: Sob 14:18, 02 Sty 2010    Temat postu:

Eritlina i Diavi nie zamierzali dyskutować. Bez słowa poszli w stronę obozu, jeszcze przed chwilą należącego do Czerwonego Legionu. Było tam kilka zbudowanych z drewna domów w których mieszkać mogły dwie osoby (lub jeden troll), coś na kształt magazynu i nawet wieża obserwacyjna. Dowódcy umarłych wystawili warty i bezpardonowo weszli do największego budynku niebędącego magazynem. Nawet nie odwrócili się ku reszcie, o odezwaniu się nie wspominając.

*****
Kilka dni drogi dalej, gdzieś na mroźnych ziemiach Fiary...

Pan Umarłych pociągnął kolejny łyk boskiego nektaru koloru amarantu. Ciepło miło rozeszło się po ciele w ten mroźny wieczór.
- Twoje wino zawsze powalało smakiem, Uru. Zdradź swój sekret wyrobu.
Uru ocknął się z zamyślenia. Przed oczami stanął mu obraz wykrzywionej facjaty żołnierza, który zaciągnął się fermentującym składnikiem wina. Nie powiem nic o krwi demona, pomyślał Uru dyplomatycznie.
- Tajne składniki i takie tam – machnął ręką. Czerwone szaty zaszeleszczały, gdy odwrócił się od wielkiego okna ich „zimowej bazy wypadowej”. Zaczął rozcierać zmarznięte dłonie. - Zimno tu. Dlaczego nie możemy napalić w piecu?
- Dopóki nie zbierzemy się wszyscy, nie możemy. Tradycja – przypomniał mag odziany w srebrnoszare szaty. Były naprawdę eleganckie, wykrojone na miarę przez najlepszych szewców, którzy poświęcili swemu rzemiosłu całe życie. Te pośmiertne też. Rezultatem była jedwabna szata, praktycznie niczym nieozdobiona poza kilkoma spinkami tu i tam i paroma złotymi ażurami u dołu. Z jego twarzy emanował stoicki spokój, całe jego ciało zdawało się być wyrzeźbione w marmurze.
- Zanim Rosiu i Dareczek przyjadą, zdążę tu zamarznąć. To nie moje klimaty. Dlaczego nie mogliśmy wybrać sobie cieplejszej okolicy na spotkania? Na przykład Mulandiru?
- Trzeba było się cieplej ubrać, Uru. – Kpiący głos doszedł z wnętrza ogromnego lustra wiszącego naprzeciw okna, tuż obok monumentalnych dębowych drzwi. Nawet krasnoludzkie tarany nie potrafiłyby ich wyważyć. W środku był jeszcze wielki, również dębowy stół jadalny z trzynastoma krzesłami (choć jedno zarosło się już kurzem od nieużywania), kominek na lewo od wejścia i biurko tuż obok okna, z którego wychodził piękny widok na zimowy krajobraz. Białe szczyty gór, wyglądające jak zęby olbrzymiej, zamarzniętej przed wiekami bestii. Na horyzoncie, w niewielkiej kotlince, tliły się światełka świetlikowych lamp Tirganach. Krajobraz byłby natchnieniem dla wszystkich artystów, gdyby tylko jakiegoś tu wpuszczono.
Mag nazywany Uru i ten w srebrnoszarych szatach porozumieli się wzrokiem. Ich usta bezgłośnie poruszyły się.
- Sylverand. - Pan Umarłych odłożył swój misternie zdobiony złoty kielich na stół. Zbliżył się do lustra. – Miałeś przyjechać – położył znaczny nacisk na to słowo. - O ile się nie mylę, oczywiście…
- Nie mylisz się, Ash – sylwetka Władcy Luster powiększyła się. To Sylverand zbliżył się do swojego lustra. Wyszczerzył kły w uśmiechu tak przyjaznym, że można go nazwać dziecięcym – Ale zrozum, podróże są nużące…
- Gadanie do lustra też jest nużące – warknął Uram, ale na jego twarzy nie gościła złość. Podszedł do stołu, odkorkował butelkę i nalał sobie wina. Pociągnął dwa solidne łyki, zanim kontynuował. – Co z Murzynkiem? Przyjedzie?
Sylverand przybrał odpowiednio złowieszczy wyraz twarzy.
- Przyjedzie. Ma dla was druzgocące informacje, którymi podzielił się tylko ze mną…
Pan Umarłych westchnął znacząco.
- Do rzeczy. – Polecił. Coś jednak się w nim poruszyło i nerwowo podjął ze stołu kielich. Wino znów rozeszło się po ciele, dając zbawienne, uspokajające ciepełko.
- Daj spokój. Ktoś na tyle mądry jak Raith przekazywałby ważne informacje Sylvowi, hę? – Uram miał już dość gościa. Miał ochotę wziąć z mosiężnego wieszaka płaszcz podróżny i zasłonić nim lustro.
- Chodzi o Agonię – Idiotyczna mina Władcy Luster nie opuściła go ani na moment. Uram i Hokan znów porozumieli się wzrokiem. A jednak przekazał. Uram ponaglił przyjaciela ręką. Sylverand wziął głęboki wdech i wyrzucił wszystko jednym tchem. – Wasi ulubieńcy załatwili go do reszty. Zostały rozklekotane kości i parę kilogramów mięsa.
- Faktycznie, dawno nie odbierałem od niego przekazu… - Hokan wyciągnął szary, pobłyskujący kamień. Widniał na nim wyryty jakiś znak, nieco już starty przez palec czasu. Runa była ciepła, co oznaczało, że osoba w niej uwięziona nie żyje. Chociaż z drugiej strony Agonia był nieżywy od dawna, co utrudniało domyślenie się, w którym świecie aktualnie się znajduje.
Tętent końskich kopyt dochodzący z dołu przerwał mu rozmyślania.
- To Rosiu i jego przydupasek, Dareczek. – Stojący przy oknie Uram potwierdził jego przypuszczenia. – A właśnie, gdzie masz Ismaila?
Hokan zaklął siarczyście.
- Walczy z twoimi sługami. – Mruknął, zerkając dyskretnie na odbicie Sylveranda. Naprawdę idiotycznie wyglądał, odwrócony w lustrzanym odbiciu. Chociaż… i bez tego nieprzyjemnego dla oka efektu wyglądał idiotycznie.
- Myślę, że na jakiś czas musimy zaprzestać wojen – Uram westchnął, słysząc własne słowa. – To świetna zabawa, takie ciągłe kłótnie i wojny, ale zaczyna mi brakować ludzi. Demonów na ciebie nie naślę, nie chcę przypadkiem wygrać tej wojny – wyszczerzył kły w szyderczym uśmiechu.
Rozległ się odgłos stukania jeździeckich butów o posadzkę. Po chwili dołączył do niego drugi, identyczny. Mgnienie oka później wrota rozwarły się i do środka wkroczył Rohen. Jego bielsza od śniegu szata lśniła, odbijała światło kilku ustawionych na stole świeczek. Poły przyciętego płaszcza furkotały, przypominając parę skrzydeł.
Za Rohenem wszedł Darius Kartograf w czeladniczej szacie. Niewielu zwróciło na niego uwagę. Wszystkich olśnił mag w lśniących szatach. Po przywitaniach Rohen rozejrzał się po komnacie.
- Gdzie Murzyn? – Spytał z przekąsem.
Raith Czarny wszedł po ciszy trwającej nie dłużej niż dwa oddechy. Odziany był w czarne niczym noc skórzane ubrania. Tak jak Rohen i Darius, miał na sobie wysokie jeździeckie buty.
- Jechałem za tobą połowę drogi, nawołując. Umyj uszy.
Rohen chyba go zignorował.
- Wybaczcie spóźnienie. Pracowałem nad…
Uram podszedł do niego. Wskazujący palec położył na ustach.
- Wiemy, nad czym pracowałeś – popatrzył na pozostałych magów, którzy pokiwali potakująco głowami. – Nie mów o tym, bo ściany mają uszy… I lustra.
Odruchowo spojrzenie wszystkich skierowało się na taflę lustra, w której nie majaczyła już sylwetka Sylveranda, tylko ich własne.
- Napij się wina – polecił Hokan. – Produkcji Urama. Do teraz głowię się, czego on dodaje…
- Myślę, że jesteście też głodni – Uram Czerwony skinął głową na trójkę przybyłych. – Posilcie się, a zaraz porozmawiamy o Agonii.
- Był ostatnio w Szarogórzu – Rohen nie krył oburzenia, kiedy siadał do stołu. – Starzeje się. Został pokonany przez wieśniaka i barbarzyńcę… Czy jest sens przywoływać go ponownie?
- Jest – mruknął Raith, nakładając sobie faszerowanego kurczaka autorstwa Hokana. A przynajmniej miał nadzieję, że to kurczak. – Będzie naszym decydującym argumentem. No i przyda nam się podczas TEGO
Od strony drzwi coś zaszemrało. Uram wziął pustą butelkę po winie i cisnął nią w lustro. Fontanna szklanych okruchów wylądowała na podłodze niczym konfetti rzucone w nieodpowiednim momencie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ari dnia Sob 14:21, 02 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Drakon Arach
Zaklinacz słów


Dołączył: 22 Kwi 2008
Posty: 413
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:14, 02 Sty 2010    Temat postu:

Z nudów siedziałem na straży przy ścieżce prowadzącej dalej do góry Boskiego muru. Obok mnie przechadzało się kilka szkieletów, które patrolowały teren. Rozmyślałem o wielu sprawach. W tym o sekretnej misji, która została mi powierzona.
Wyjąłem runę. Gdyby nie to, że mam ją przy sobie byłbym tylko niewolnikiem. A jednak dzięki jej mogę decydować o tym co zrobię. O tym co mogę robić i komu służyć. Od dawna zauważyłem, że przez runę mój umysł się wyostrzył. Ale dalej odczuwałem instynkty. Zabijania, niszczenia i pięcia się w górę w hierarchii swojej rasy.
Tak naprawdę Hokan chyba nic o mnie nie wiedział. I inni też. Kiedy dotrę do końca Muru będę musiał wykonać swój plan. Lub już podczas ataku. Kiedy będzie trudna sytuacja, a wrogowie będą na nas naciskać.
Patrzyłem tępo na maczugę. Wiedziałem, że to broń bynajmniej kiepska w walce z jednym przeciwnikiem. Ale z kilkoma nadaje się w sam raz. Podczas walk muszę szukać sobie miejsca, w ciasnocie zyskam tylko kolejne rany.
Po chwili uniosłem łeb. Dalej patrzyłem się na ścieżkę prowadzącą w górę Boskiego muru.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum SpellForce Strona Główna -> Gawędy Ariego Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 2 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin