Forum SpellForce
Forum
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Czarna stal - rozdział I
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum SpellForce Strona Główna -> Gawędy Ariego
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Vinrael
Mocarz klawiszy


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 479
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 0:45, 10 Sty 2010    Temat postu:

Patrzyłem na tego wycieńczonego wojownika jeszcze przez krótką chwilę, po czym rzekłem:

- Ugruk nie chwalił się młotem. Broń nie należy już do Ciebie. Prawdę mówiąc zdziwiłbym się, gdyby jeszcze tutaj był. Nie ważne. W każdym bądź razie, żaden z nas nie chce już więcej kłopotów - Powiedziałem łagodnym tonem - Twoja siostra już tu pewnie idzie. Módl się, żeby zdążyła... - Dokończyłem. Ostrza dotąd nadzwyczaj spokojne, okazywały coś w rodzaju zdenerwowania. Kręciły głowami i machały ogonami z niewiadomego powodu. Wyjąłem miecz i choć nie miałem tyle siły co troll rzuciłem nim w kierunku Diaviego. Choć nie celowałem dokładnie, to wiedziałem, że miecz nie draśnie mrocznego elfa. Wbił się w drzewo i zadygotał. Ostrza nie czekając na nic, rzuciły się na stojącego nieopodal Diaviego. To była jedyna wada tych Czarnych Zabójców. Nie odróżniały wroga od przyjaciela i polegały tylko na osobie dowodzącej. Na dodatek nie wydałem żadnego rozkazu, więc po tym, jak one same podążyły za mną, stwierdziłem, że polegają również na swoim instynkcie...

W rękach trzymałem kawałek Czarnej Stali, należącej do któregoś z Ostrzy. Chwyciłem je, jak broń, lecz później całkowicie się rozluźniłem. Spoglądałem, jak dosłownie metr dzieli Ostrza, od Diaviego. Nic więcej nie mówiłem, tylko się przyglądałem i myślałem o moim szczęściu i że z pewnością zaraz wkroczy Eritlina ze swoim łukiem i zestrzeli mnie, jak sarnę w lesie. Odwróciłem się plecami do Diaviego, bo chciałem coś wykombinować, jeżeli w moim kierunku zostanie posłana strzała. Martwiłem się tylko o Ostrza. Zaobserwowałem podczas bitwy, że są podatne na głośne krzyki. Miałem nadzieję, że Eritlina się nie wydrze...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Doyle
Łupieżca tematów


Dołączył: 02 Lip 2007
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nysa

PostWysłany: Nie 14:53, 10 Sty 2010    Temat postu:

W chwili gdy jego towarzysze siedzieli przy ognisku, Rhinan wybrał się na przechadzkę. Musiał przemyśleć wiele spraw, położył się więc w dość odosobnionym miejscu. W pewnym momencie musiał pójść za potrzebą w dość ustronne miejsce. Właśnie zapinał pas, gdy zauważył jakiś dziwny cień. Ów cień rozszerzał się, powoli. Z wyglądu przypominał jakąś istotę, jednak ciężko było orzec jaką, gdyż nieustannie zmieniał swój kształt. W pewnym momencie przybrał sylwetkę Rhinana. Krasnolud chwycił za topór i był to jego ostatni ruch. Cień milczał. Po chwili miejsce, w którym stali zmieniło się. Krasnolud rozpoznał swoje rodzinne strony. Z pewnym wzruszeniem obserwował Warowną Jamę, otoczoną solidnym murem, krasnoludów kręcących się po mieście i wykonujących codzienne czynności. W pewnym momencie spokojną sielankę przerwały wesołe wrzaski: to krasnoludzkie dzieci bawiły się w coś. Nagle w jednym z nich rozpoznał siebie sprzed lat.
-Rhinan, choć do domu! -rozległ się kobiecy głos. Wzruszony Rhinan rozpoznał swoją matkę. Ro chwili usłyszał swój własny głos:
-Maamo! Dlaczego zawsze muszę iść w najciekawszym momencie! - krzyknął mały krasnolud i pobiegł do matki.
***
Obraz zmienił się. Tym razem ujrzał siebie w rodzinnej kuchni. Była taka jak ją zapamiętał. Spod belek zwieszały się rozmaite mięsiwa. Rozmaite potrawy to gotowały, piekły lub smażyły się. Jego matka oraz siostry bardzo ciężko pracowały, aby przygotować wieczerzę.
-Rhinanie, nie kręć się tutaj, proszę. - rzekła jego siostra Asabelle. - Idź porozmawiaj z braćmi, albo witaj gości razem z ojcem.
Krasnolud przeszedł do przestronnej izby biesiadnej. Gigantyczny stół był suto zastawiony, dookoła było mnóstwo innych krasnoludów, a nowi cały czas napływali do środka.
-Rhinanie, używaj tego topora wyłącznie przeciw swoim wrogom, ale nigdy przeciw swoim, chyba, ze znajdą się oni po stronie wroga. Twoje zdrowie! - rzekł jego ojciec, wręczając mu nowiutką broń.
Wszyscy goście unieśli puchary i upili z nich duży łyk na cześć Rhinana.
To musiał być ten dzień kiedy rozpocząłem naukę u jednego z najlepszych mistrzów topora... Wszyscy byli tak dumni. Dobrze pamiętam czasy akademickie, poznałem wtedy wielu późniejszych towarzyszy broni.-pomyślał krasnolud.
***
Teraz słyszał gwar i szczęk stali. Byli na polu bitwy. Ujrzał krasnoludów próbujących walczyć z demonami i szkieletami. Walczyli skutecznie, wielu nieumarłych i demonów padło od ich toporów. Jednak przeciwników było zbyt wielu. Powoli zyskiwali przewagę.
-To na nic, odwrót! - krzyknął dowódca. Żołnierze powoli wycofywali się. Wydawało się, że zginą, gdy w ostatniej chwili nadeszły posiłki. Krasnoludy z Warownej Jamy, pod wodzą króla rzuciły się na wrogów.Rhinan zauważył pośród nich siebie. Patrząc na to jak zabijał dziesiątki przeciwników, przypomniał sobie całą swoją nienawiść żywioną niegdyś do Ashira i jego sług. Po bitwie ujrzał siebie, przyjmującego od króla pierścień na znak jego zasług wojennych.
***
Patrzył na płonące miasto. Jego serce przepełniała furia i nienawiść do Mrocznych Elfów, którzy najechali siedziby jego krewnych w pobliżu Boskiego Muru. Jako jeden z nielicznych ocalałych wojowników wracał do domu. Żałował, że nie mógł zrobić nic więcej, że nie był w stanie im pomóc.
***
Stał przed tronem znienawidzonego nekromanty. W sumie stał to za dużo powiedziane. Nie miał wyjścia. Skuty łańcuchami na całym ciele i dla pewności owinięty ze dwa razy, mógł znajdować się wyłącznie w pozycji pionowej lub poziomej. Otaczały go cztery szkielety, a dwa inne celowały mu z łuków w plecy. Na jego twarzy widać było wahanie. Hokan Ashir odezwał się:
-Jak już mówiłem ci, Rhinanie, dołączając do mnie zyskasz wystarczającą moc, będziesz bardziej potężny, niż możesz sobie wyobrazić, więc? Jaka jest twoja odpowiedź? Obaj wiemy, że tego pragniesz, powiedz tylko jedno słowo...
-Tak, chcę Ci służyć, panie...
***
Rhinan obudził się. Ociężale wstał i próbował przypomnieć sobie gdzie właściwie jest. Zobaczywszszy w oddali Daviego, który pochylony opierał się o drzewo i pędzącego gdzieś Drisha, zrozumiał, gdzie jest i co tu robi.
Na Niethalfa, dlaczego te wspomnienia musiały się pojawić w tak nieodpowiedniej chwili! Tyle lat zajęło mi zapomnienie, ze miałem inne życie, które mógłbym kontynuować, życie słabeusza, a jednak pełne chwały... - pomyślał już całkowicie rozbudzony krasnolud.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Doyle dnia Nie 15:08, 10 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ari
Arinistrator


Dołączył: 29 Kwi 2008
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekła, a skąd?

PostWysłany: Pon 22:18, 11 Sty 2010    Temat postu:

Ktoś za plecami Drisha wykrzyczał inkantację, ale z pewnością nie mogła być to Eritlina. Nie miała w zwyczaju mówić podwójnym głosem. Mroczny elf nie zrozumiał żadnego z egzotycznie brzmiących słów, nie wspominając o przetłumaczeniu magicznej sekwencji. Ziemia zadrgała jakby opodal przebiegało stado bawołów, rozległ się głuchy świst powietrza, a wszystko to trwało niespełna sekundę, po której jedno z Ostrzy dosłownie eksplodowało. Wybuch skruszył do reszty srebrno-szkarłatne pozostałości pancerza Diavi'ego oraz uszkodził delikatne mechanizmy pozostałych Ostrzy. Jedno z nich zostało unieruchomione, idź czarny substytut barku wbił się w zębate koła odpowiadające za ruch nóg. Trzecim Ostrzem osobiście zajął się Diavi, nie bez wysiłku przewracając stwora, podkładając szarżującej kupie stali nogę.
- Jak szedł ten tekst o honorze i walce samemu? - Syknęła Eri, zdejmując z twarzy rytualną maskę. Spróbuj się ruszyć, a skończysz jak twój czarny przyjaciel. Diavi, weź swój miecz. - Nagle jej zimny i apatyczny jak trup ton stał się głosem troskliwej siostrzyczki. - Dasz radę iść?
Wojennik skinął głową. Wyciągnął z pnia zakrzywiony miecz Drisha i przebił łańcuch Ostrza próbującego wstać. Trzecie, unieruchomione, oszczędził. Odszedł kilka kroków od drzewa. Zatoczył się, jakby wypił zbyt wiele. Ledwie utrzymał się w pionie.
- Zrób to - jęknął, błagalnie unosząc oczy ku siostrze. Chwilę później Eritlina westchnęła.
- Wybacz braciszku, ale nie mogę na to patrzeć.
Ponownie założyła rytualną maskę. Wyrecytowała obco brzmiące zdania, gromadząc w dłoniach energię. Tym razem jej głos był normalny. Znów zadrgała ziemia, znów powietrze zagrało, jakby olbrzym oddychał w destruktywnym gniewie. Znów błysnęła cienka strużka purpurowego światła. Diavi wrzasnął z bólu, chwytając się za serce. Upadł na kolana, uniósł głowę. Drish mógł się przekonać, co znaczy powiedzenie "wyzionąć ducha". Z uszu, oczu, ust i nosa Diavi'ego wypłynęła szara galaretowata chmura, niczym brudna mgła. W powietrzu uformowała się na kształt czaszki, stopniowo zanikając. Wojennik upadł twarzą w kierunku ziemi. Eri podbiegła do stygnącego ciała brata. Uniosła jego głowę, zamknęła powieki. Gorączkowo szeptała. Zza paska dobyła rytualny sztylet i szklaną fiolkę, za którą musiała zapłacić fortunę. Utoczyła krwi Diavi'ego i zebrała ją do naczynia. Następnie wykonała kilka falistych ruchów, jakby zbierała otaczające wojennika powietrze. Starannie zatknęła na fiolce korek i schowała go w dekolt szaty. Wstała i odeszła szybkim krokiem. Całe jej ciało drżało. Doszła do obozu i zwołała wszystkie szkielety - swoje i Diavi'ego. Na oczach Zarakhiego zaczęła coś do nich mówić, po czym weszła do "swojego" domku, spakowała rzeczy i wyszła. Posłała białemu magowi spojrzenie pełne udręki.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ari dnia Pon 22:20, 11 Sty 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hyouton
Webmaster


Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 317
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 23:51, 11 Sty 2010    Temat postu:

Tymczasem ja zauważawszy wszystko od razu zamknąłem swoją książkę.
- Troll, zwiał. Diavi nie żyje. Nie jest zbyt ciekawie... Ciekawie co na to powie Hokan.. - pomyślałem. Jednak takie myślenie nie zajmowało mi sporo czasu ponieważ chciałem porozmawiać z Erliną. Bez czekania na zaproszenie podszedłem do niej i zacząłem mówić spokojnym głosem:
- Twój brat... Widać, że dla niego honor był najważniejszy. Przyznam, że nie mógłbym tak zabić własnego rodzeństwa - nagle zacząłem mówić tak, starając się pocieszyć Erline, choć nie było ani jednej wiadomości.
- Nie będę owijał w bawełnę. Sytuacja nie wygląda za ciekawie.. Trolla nie ma, twój brat nie żyje.. Pewnie na boskim murze już szykują na nas kontratak.. Myślisz, że mamy jakiekolwiek szanse? - Pomimo tego, że mówiłem do Erliny, ona wydawała się być przybita. Tymczasem naszły na mnie myśli:
- Nie ma trolla, więc nie ma zagrożeń.. Ta jego głupkowata siła mogła sporządzić wiele cierpienia dla mnie. Choć trzeba przyznać, że był dość inteligentny jak na trolla. A tak, w ogóle to gdzie moje ostrza??


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vinrael
Mocarz klawiszy


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 479
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:27, 12 Sty 2010    Temat postu:

Zanim dotarło do mnie to wszystko, co przed chwilą się zdarzyło, minęło trochę czasu. W końcu jednak "otrząsnąłem" się i w pół minuty przeanalizowałem sobie co zaszło. Już po chwili spoglądałem z odrazą i pogardą na leżącego nieopodal Diaviego. Miałem dziwne przeczucie, że w niedługim czasie znów przyjdzie mi wysłuchiwać jego rozkazów. W każdym bądź razie jego ciało zdawało się być takie puste. Przewracając gałkami ocznymi, dostrzegłem mój miecz. Obszedłem Diaviego dookoła i podniosłem go. Przez moment oglądałem klingę, a później włożyłem do pochwy...

Przeszedłem kilka kroków i przykucnąłem przy unieruchomionym Ostrzu. Chwilę dumałem nad tym, co ta koścista, zamaskowana raszpla zrobiła, aż w końcu zauważyłem przedmiot, który utkwił w mechanizmie. Ostrożnie go wyjąłem i odrzuciłem na bok. Ostrze wreszcie się poruszyło. Nie widać było żadnych poważniejszych obrażeń oprócz kilku mało widocznych rysek. Zachrobotało, głową pokręciło i strzeliło ogonem. Sprawne. Na uszkodzoną Czarną Śmierć nawet nie chciałem patrzeć. W końcu po co mi one, skoro do niczego już nie przydatne. Zmusiłem się i w sumie dobrze zrobiłem. Ostrze miało uszkodzone ramię z którego delikatnie można było odczepić to na czym mi zależało, a mianowicie kawałek zaostrzonej Czarnej Stali, która w tym przypadku była wykorzystywana jako broń. Nie namyślając się długo, przystąpiłem do zabiegu. Ostrożnie i powoli zacząłem wykręcać poszczególne części. Okazało się, że łączenia były całkiem solidne, a cała praca wydawała się niewykonalna. Na szczęście w porę dostrzegłem ukryte dotąd mocowanie i rad, że będę mógł wreszcie dodać do kolekcji Czarnej Stali kolejny egzemplarz, w końcu skończyłem...

Przez głowę przewracało mi się kilka myśli. A to o tym, że zepsute Ostrza też są wiele warte, a to o podłej gadzinie Eritlinie, a to... Taaak, było ich za dużo. Zdecydowanie. Postanowiłem przejść się trochę, pospacerować, by nie skazać sam siebie na zanudzenie. Ruszyłem krokiem nieśpiesznym przed siebie, z dala od "gołąbeczków". Po przejściu kilku zirytowałem się. Przyłapałem własny mózg na zastanawianiu się: "Gdzie się uda Ugruk".

- Mam Cię! - Powiedziałem łapiąc się prawą ręką za głowę. Po chwili przystanąłem i sprawdziłem, czy nikogo nie ma w pobliżu i czy nikt nie patrzy się na mnie z dziwną miną. Nikogo nie było, oprócz sprawnego Ostrza. Znowu polazł za mną, kiedy go o to nie prosiłem...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vinrael dnia Wto 18:30, 12 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ari
Arinistrator


Dołączył: 29 Kwi 2008
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekła, a skąd?

PostWysłany: Wto 21:38, 12 Sty 2010    Temat postu:

Eritlina porzuciła czcze gadanie do szkieletów i podeszła do Zarakhiego. Tym razem sama rzuciła się w jego ramiona. Całym jej ciałem wstrząsały dreszcze. Głos, zwykle spokojny lub rozgniewany, drżał.
- Raczej: co wy zrobicie. Ja nie zamierzam dłużej brać w tym udziału. Słuchaj, ja go zabiłam! Nie maczuga trolla i nie Ostrza elfa, tylko JA! Posłuchaj, Zarakhi... - odchyliła się nieco, by móc spojrzeć magowi w oczy. - Odejdź ze mną. Nie przeżyjesz tej nocy, jeśli zostaniesz. Nie macie szans w starciu z kontratakiem Legionu... Proszę, na honor mojego brata, Zarakhi, ja sama nie dam rady...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ari dnia Wto 22:29, 12 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hyouton
Webmaster


Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 317
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Śro 20:01, 13 Sty 2010    Temat postu:

Po słowach Erliny wreszcie dotarło dużo rzeczy do mojej głowy. Zrozumiałem na serio, w jakiej wszyscy jesteśmy sytuacji. To było uczucie jakbym "wrócił na ziemie"...
Przytuliłem elfkę ciepło, aby poczuła się lepiej. Nie miałem żadnego pomysłu co zrobić. Jednak gdy spojrzałem w jej oczy, one mówiły: "jest tak źle! Wymyśl coś!"
Pierwszy raz od bardzo dawna poczułem współczucie. W takiej sytuacji byłem bez wyjścia więc musiałem zaproponować swój pomysł:
- Niech niewielki oddział szkieletów przeniesie twojego brata do Hokana. Może on będzie wiedział co się da z nim zrobić. Mogłabyś również napisać list do Hokana o tym co się stało, aby przysłać posiłki i o zniknięciu trolla...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ari
Arinistrator


Dołączył: 29 Kwi 2008
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekła, a skąd?

PostWysłany: Pon 16:52, 18 Sty 2010    Temat postu:

Eritlina stopniowo uspokajała się.
- Nie, zostanę, wypełnię wolę pana. Może w nagrodę zrobi coś z moim bratem.
Szkielety, zarówno jej, jak i Diavi’ego, klekotały, przestępując z jednej nogi na drugą. Wszystkie patrzyły w kierunku „prawego” wyjścia – tego od strony wieży obserwacyjnej. Eri spojrzała na Zarakhiego, uciekła z jego uścisku i wbiegła na myśliwską wieżę. Tal Ach słyszał tylko mamrotane przekleństwa.
- Jest ich zbyt wielu! – zawołała z góry. Po chwili była na dole z założoną na twarz maską. – Konnica, piechurzy, kusznicy… Nie mamy szans… Zawołaj tego suczego pomiota i krasnoluda. Umrzemy w walce, a ja dokonam zemsty. – W jej matowych oczach błysnęła iskierka żądzy. – Nie mamy czasu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hyouton
Webmaster


Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 317
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Śro 11:26, 27 Sty 2010    Temat postu:

Po słowach Erliny bezzwłocznie ruszyłem poszukać krasnoluda i Drisha.
Ruszyłem w stronę obozu po moje ostrza, które dziwnie sobie hasały w jedno miejsce i powrotem bez ustanku. Dopiero po mojej komendzie znów zaczęły mnie nie ustępować na krok.
Nieco dalej zauważyłem Drisha. Podszedłem to niego na tyle aby usłyszał mój okrzyk. Po chwili głośno krzyknąłem do Drisha:

- Drish, idź szybko do Erliny.. Chyba będziemy się zbierać -
Po chwili poszedłem szukać krasnoluda. Nie było go nigdzie w obozie, więc szukałem po jej obrzeżach. Gdzieś dalej stała stalowa pięść, która patrzyła nie wiadomo gdzie. Podszedłem do niego i powiedziałem dokładnie to co Drishowi i wróciłem do Erliny..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Doyle
Łupieżca tematów


Dołączył: 02 Lip 2007
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nysa

PostWysłany: Wto 16:03, 09 Lut 2010    Temat postu:

Rhinan miał coraz większe wątpliwości... W końcu, ni z tego, ni z owego zaatakował szkielety i zniszczył około połowy. Następnie rzucił się na Erlinę. Zaatakował w tak nieudolny sposób, że bez trudu odbiła jego topór i przebiła go mieczem. Zataczając się Rhinan zerwał sobie runę z szyi i rozbił na małe kawałeczki. Nim te zdążyły się ponownie połączyć rozrzucił je w różnie miejsca. Kaszląc krwią rzucił się z pobliskiego urwiska, a jego szkielet spoczywał na dole przez wieki.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Doyle dnia Czw 15:03, 15 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ari
Arinistrator


Dołączył: 29 Kwi 2008
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekła, a skąd?

PostWysłany: Nie 13:04, 14 Mar 2010    Temat postu:

Pierwsi żołnierze pojawili się na horyzoncie. Nie byli uzbrojeni, jeden z nich trzymał międzyrasowy sztandar posłańca. Eritlina na wszelki wypadek wspięła się na wieżyczkę, a ostatnie ocalałe szkielety otoczyły wejście.
- Przybyliśmy w pokoju - oznajmił żołnierz trzymający sztandar. Odpowiedziało mu ciche syknięcie z góry. - Chcemy negocjować. Poddajcie się, a pozwolimy wam bezpiecznie odejść do Szeptu. Tam stoczymy decydującą walkę, dlaczego mielibyście niepotrzebnie tracić swe życie, stawiając się setkom żołnierzy? Gryfom? Demonom? Idźcie zawiadomić Hokana Ashira, powiedzcie mu, że przegrał. My na dniach zapukamy do waszych bram.
Chorąży spojrzał Zarakhiemu prosto w źrenice, po chwili posłał takie samo spojrzenie Eritlinie. Na koniec - po chwili zastanowienia - zerknął szkieletom w oczodoły.
- Czy zgadzacie się na naszą propozycję?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vinrael
Mocarz klawiszy


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 479
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:10, 15 Mar 2010    Temat postu:

- A ta czego znów ode mnie chce? I niby gdzie mamy się zbierać? - Zapytałem sam siebie. Nie chciałem jednak, by coś mnie przegapiło, a jeszcze bardziej chciałem zamienić słówko z tym całym Rahanem... yyy, w każdym bądź razie do imion pamięci nie miałem. Nieźle walczył, więc chciałem z nim o tym pogadać. Odwróciłem się na pięcie i spojrzałem w niebo. Po chwili znów spoglądałem przed siebie, lecz zbyt wiele nie mogłem zobaczyć, gdyż większość tego, co mogłem dostrzec, zasłaniało ostatnie z Ostrzy, które mi zostały. Wytwór Hokana wykazywał poddenerwowanie - nerwowo przekręcał głowę z jednego boku na drugi i strzelał ogonem, jak z bata. Niezbyt się tym przejąłem. Spokojnym krokiem udałem się przed siebie, omijając Ostrze, które zaraz później ruszyło w moje ślady. Na pozór nie wydawało się zbyt inteligentne, lecz podczas walki pokazywało na co je stać. Paręnaście metrów przed miejscem pobytu podłej prukwy i jednego z mrocznych elfów dostrzegłem w oddali kilku żołnierzy. Trudno było mi stwierdzić, czy wzięli ze sobą broń, ale jeden z nich trzymał jakąś flagę... nie, nie, to było coś w rodzaju sztandaru. Nie chciałem przyspieszać, dlatego też zwolniłem. Przeszedłem pół dystansu, jaki dzielił mnie od Zarakhiego i przystanąłem. Posłańcy już przybyli na miejsce i najwyraźniej z kimś rozmawiali. Przykucnąłem, a następni przykląkłem, aby po chwili przystawić prawe ucho do ziemi. Sam nie wiem czemu to zrobiłem. Próbowałem wsłuchać się w cokolwiek, lecz próba zakończyła się niepowodzeniem. Już miałem ponownie powstać, lecz na nowo coś kazało mi, powstrzymać się od tego. Co prawda po raz drugi nic nie zdołałem usłyszeć, lecz wyczułem drgania. Tak, jakby gdzieś daleko na jakiejś polance, zrywając kwiatki, radośnie hasał... olbrzym. Natychmiast powstałem. Nie miałem pojęcia co o tym myśleć, więc postanowiłem w ogóle się tym nie przejmować, lecz ostatnim razem "niemyślenie" niezbyt dobrze mi wyszło. To wszystko nie dawało mi spokoju. W końcu, posłańców i Zarakhiego, dzieliło ode mnie kilkanaście kroków. Uwielbiałem atmosferę pogrzebową, niezręczną ciszę itp., ale całość wyglądała, jakby ktoś rzucił się w przepaść...

Rzeczywiście coś tu nie pasowało. Ilość szkieletów uległa pomniejszeniu, szacunkowo o połowę, ale głowy bym nie dał. Brakowało walających się gdzieniegdzie gazet i można by mówić o niskobudżetowym westernie. Nie zwracałem zbytnio uwagi na "gości", ani na mrocznego elfa. Mój wzrok, przykuł mieniący się w piasku kawałek dziwnego minerału. Podniosłem go. Po chwili, spostrzegłem się, że jemu podobnych, jest w tym miejscu jeszcze kilka, czy też kilkanaście. Przechadzałem się, od jednego, do drugiego, aż w końcu znalazłem się nad przepaścią. Spojrzałem w dół. Ogarnęła mnie dezorientacja. Znów nie wiedziałem, co o tym wszystkim mam myśleć. W dole leżał trup, w dodatku wiedziałem kto tam spoczywa. Leżał tam Rame... Cóż, krasnolud, rzecz jasna. Wyglądało na to, że już sobie z nim nie pogawędzę, ale w końcu przekonałem sam siebie, że to dla mnie lepiej. W końcu nigdy nie chciałem rozmawiać z kimkolwiek, kto przechodził "kryzys wieku średniego". Ten, jak widać, musiał cierpieć na jakąś depresję. Nie chciałem już zawracać sobie głowy, toteż odstawiłem pomrukiwanie na bok i odwróciłem się w kierunku wysłanników z Czerwonego Legionu. Z wolna ruszyłem w ich kierunku, a gdy już doszedłem, stanąłem obok Zarakhiego. Wszyscy byli jacyś spięci, ale atmosferę "rozluźniła" nadbiegająca Czarna Śmierć. Dołączyła do niemej konferencji, stając u mego boku. Głucha cisza... Nikt nic nie mówił, więc ja też nie chciałem się odzywać. Posłowie, których przyszło nam gościć, nie mieli chyba ochoty na zabawę w głuchy telefon...

[Sorry, że wyszło tak nieczytelnie. Sam nie byłem świadom.]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vinrael dnia Pon 20:23, 15 Mar 2010, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hyouton
Webmaster


Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 317
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Czw 22:20, 25 Mar 2010    Temat postu:

- Marny człowiecze.. Niech gniew Nora spadnie na twą duszę.. - Mruczałem pod nosem. Sytuacja była okropna. Nie za wiele mogliśmy zdołać, jeżeli chodzi o ucieczkę. W mojej prawej dłoni zbierałem mroźna energię, która z chęcią chciałem skierować w tą krzywą twarz żołnierza ze sztandarem.
Nagle zacząłem się po cichu śmiać. Nie był to jakiś śmiech z powodu dobrego nastroju, lecz oznaka, że gardzę tymi ludźmi.
- Pozwól nam się naradzić na osobności. Wspólnie podejmiemy decyzje.
- Powiedziałem głośno, po chwili dodając po cichu, w języku mrocznych elfów: mam plan..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ari
Arinistrator


Dołączył: 29 Kwi 2008
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekła, a skąd?

PostWysłany: Nie 21:54, 28 Mar 2010    Temat postu:

- Opowiadaj przy nich - zaproponowała Eri, również mówiąc w języku drowów. - I tak nie zrozumieją, a nie chcę skończyć ze strzałą wbitą w plecy.
Żołnierze Urama patrzyli na elfów w miarę dobrymi namiastkami inteligentnych spojrzeń. Gdyby Drish czy Zarakhi wypili parę kielichów wina, uwierzyliby, że ludzie rozumieją ich język.
- Wasz czas i tak się kończy - zaśmiał się mówca ze sztandarem. - Wykorzystujcie go sobie jak chcecie. Za jakąś godzinę będą tu pierwsze oddziały Urama Czerwonego... I tak nic wam już nie pomoże.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vinrael
Mocarz klawiszy


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 479
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:56, 29 Mar 2010    Temat postu:

Zgromadzenie się ożywiło, a Eri podsunęła pomysł błyskotliwemu umysłowi Zarakhiego. Posłańcy jednak nie mieli do powiedzenia nic interesującego. Wręcz przeciwnie - ciągle przynudzali swoim skamleniem. W pewnym momencie ich wywodów, ziewnąłem przeciągle, bo tak okropnie miałem dość tej "pogadanki", iż uważałem, że wypada jakoś zareagować. Nie zastanawiałem się, czy to co zrobiłem było kulturalne. Jednak goście za nic mieli tą aluzję i dalej stojąc niewzruszenie, kontynuowali monolog. W końcu, gdy któryś zaczął z nas otwarcie szydzić, moja cierpliwość się skończyła. Nie byłem jednak zły. Wykonałem dwa kroki w przód, w kierunku człowieka trzymającego sztandar. Stałem naprzeciwko niego. Zachowałem swoją obojętną minę, lecz wydawało mi się, że należałoby coś zrobić. Z początku zamierzałem z zimną krwią zachlastać posłańca, lecz myśl ta zeszła na drugi plan, gdy przypomniałem sobie o posiłkach od Ismaila. Żeby nie wyjść na osobę, która nie wie co robi, postanowiłem się odezwać:

- Cztery godziny... Dajcie nam cztery godziny. Przegrupujecie się, a my spokojnie wycofamy się do Szeptu i tam stoczymy honorową bitwę - powiedziałem. Zaśmiałbym się w duszy, gdybym potrafił. Rzuciłem tylko spojrzenie w kierunku Czerwonego Legionu, pełne... pełne niczego tak naprawdę. Chciałem tylko ewentualnie wyczuć, czy nie kryją czegoś "pod pazuchą". Zaraz potem odwróciłem się na pięcie i podszedłem do Zarakhiego, aby następnie stojąc do niego bokiem, powiedzieć w języku mrocznych elfów:

- Ja się stąd nie zamierzam ruszać... - oznajmiłem półszeptem i ruszyłem przed siebie. Znów chciałem pobyć trochę sam, aby zebrać myśli i ewentualnie obrać jakąś taktykę. Resztę rozmowy pozostawiłem adeptowi magii - przecież z naszej dwójki tylko on potrafi dobrze porozumiewać się z kobietami*...

[* W sensie obraźliwym, w stosunku do posłańców. Wybaczcie posta na siłę - starałem się, a i tak gów... nic z tego nie wyszło.]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum SpellForce Strona Główna -> Gawędy Ariego Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 5 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin