Forum SpellForce
Forum
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zagrożenie świtu - rozdział I
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 9, 10, 11 ... 14, 15, 16  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum SpellForce Strona Główna -> Gawędy Ariego
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Chalkedra
Skrytopisarz


Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:56, 13 Kwi 2010    Temat postu:

Opuściłam Tirganach i wędrowałam przez śnieżne krainy, aby poznać inny świat. Nie ten, który widziałam od momentu narodzin, ale ten, który widziałam w księgach - zielone polany, jeziora, pustynie czy rozżarzone do czerwoności lawą ziemie. Przemierzają kolejne tereny, nagle straciłam świadomość, aby za chwilę ją odzyskać, ale... w innym świecie. Stałam w monumencie z krasnoludem, mrocznym elfem i człowiekiem, a przed nami stał...

"To nie możliwe... Rohen... Tahir? Mag Kręgu?"

Dziwnie mi się patrzało na człowieka, którego znałam tylko z ksiąg i opowiadań, chłonęłam każde jego słowo. Mówił coś o tym człowieku, który stał obok mnie, o jakiejś zdradzie, którą mamy się zająć, i jakiś towarzyszach, ogólnie nie wiem o co mu chodziło. Nie dał nam nawet czasu na pytania, wypowiedział swoją formułkę niemalże jednym tchem, błysnął i już go nie było.
Gdy Rohen zniknął, a oczy przyzwyczaiły się do światła ujrzałam to, co zawsze pragnęłam. Zieleń. Ziemia pokryta trawą, krzewami, drobnymi kwiatami i mchem. Ziemia nie twarda, zmarznięta i pokryta lodem i śniegiem, tylko zielonym życiem! Jak małe dziecko wskoczyłam w tą zieleń i urywałam każdej rośliny po ździebełku i wąchałam lub próbowałam czy się do czegoś nadadzą. Szybko w mojej dłoni uzbierał się mały bukiecik listków, łodyg i pąków. Podeszłam do drzewa i dotknęłam opuszkami palców kory, ułamałam gałązkę i uderzyła mnie woń soków. Wszystko tutaj było takie wyraźne, ostre zapachy, zróżnicowane powierzchnie okrywające rośliny, no i te barwy. Odurzona tym szaleństwem zmysłów, obróciłam się, aby zobaczyć co kryje się za monumentem. Ten widok, choć tak dobrze znany, zaskoczył mnie. Śnieg. Obróciłam się ponownie na południe, by upewnić się, że to, czego przed chwilą doświadczyłam nie było moim urojeniem. Ta granica pomiędzy śniegiem i przepiękną przyrodą wydała mi się nienaturalna. Szybko obracałam głowę patrząc to na śnieg, to na zieleń. Jednym ruchem wyciągnęłam z płaszcza mapę i starałam się zlokalizować aktualne położenie. Przyglądałam się przeróżnym krainom i nagle dostrzegłam wyraźną granicę kolorystyczną, pomiędzy zielenią i brązami, a niebieskim i bielą.
"Godmarchia"

- Więc tu jest granica wiecznej zmarzliny - powiedziałam sama do siebie szeptem.

Kiedy ogarnęłam ten fakt, który uderzył mnie nieoczekiwanie, wytężyłam wzrok wpatrując się w odległe tereny południa. W lesie dostrzegłam kilka zwierząt. Znałam je dobrze, bo u nas też takie można było spotkać, lecz te miały futro koloru brązowego, czarnego lub mieszanki różnych barw. U nas wszystko było białe aż do obrzydzenia. Głodna kolejnych doznań musnęłam dłonią mój kostur, sprawdzając tylko jego obecność i ruszyłam w kierunku południowym. Całkowicie zapomniałam o trójce istot z monumentu...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Wto 21:30, 13 Kwi 2010    Temat postu:

Mroczny elf prychnął z dezaprobatą. Powrócił do tego cholernego świata przenikając przez to nieszczęsne światło tylko po to, żeby się wymarznąć w okropnym, lecz bezużytecznym blasku słońca? To już wolał tą pustkę która go otaczała przez ostatnie... no właśnie jak długo był martwy? Kiedy zginął? Jak? Kim był wcześniej? Te pytania zalały umysł Brazara tak jak wcześniej zrobiła to najpierw ciemność, a potem jasność. Tylko, że teraz dla odmiany panował nad tym co się działo w jego umyśle. Próbował się zorientować gdzie jest i przypomnieć znaczenie wymienionych przez tego... maga nazw. Jednak po chwili zrezygnował. Ta część wiedzy przepadła z jego pamięci równie beznadziejnie jak to kim był wcześniej... chociaż... coś zaświtało w jego umyśle... To coś było podświadome... zrozumiał kim był, jest i będzie- nekromantą. No to był już do przodu w jednej sprawie... Zrobił przegląd swojego stanu i bilans wyszedł tak sobie... nadal posługiwał się magią i rozumiał mowę. Był jednak chyba słabszy niż za poprzedniego życia, chociaż czy na pewno? No i był nadal najbardziej frustrujący problem- niepamięć. Miał jednak głęboką nadzieję, że ta w końcu minie i będzie widział coś więcej o sobie. Zrezygnował z dalszego użalania się nad sobą i skupił się na obserwowaniu otaczających go istot. Starał się wyłowić jak najwięcej informacji o nich oraz sytuacji, w której się znajdują. W niewytłumaczalnym odruchu zaczął wykonując te naturalne dla siebie czynności uśmiechać się ironicznie. To była kolejna pamiątka z przeszłości, która działa się tak dawno... a może nie? Może to było jednak niedawno? Chociaż kto pojmie jak było naprawdę? Mrówka nie mogła porównywać swej oceny czasu z człowiekiem a człowiekowi nie wypadało opisywać tak ogólnie czasu nieśmiertelnemu, który mógł zrozumieć go całkiem opacznie. W końcu byli tacy dla których setki lat były ja sekundy, a istniały takie stworzenia, dla których sekundy stawały się wiekami. Nie, to nie jest najlepszy moment na filozofowanie...- zwrócił sobie uwagę mroczny elf, po czym wrócił do obserwacji.
Powrót do góry
Sargon
Zbrojny w klawiaturę


Dołączył: 14 Lut 2010
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:32, 13 Kwi 2010    Temat postu:

Z pogardą spojrzałem na twarz barbarzyńcy. Był silny, ale sama siła to jeszcze nie potęga, wiem to bowiem miałem pewnego asa w rękawie. Część ciała wojownika była odsłonięta - przy odpowiedniej taktyce, walka może mi się udać. Musiałem przemyśleć następny ruch, jakiego ja ciosu nie zadam - on może go sparować, ale nie musi. Oddaliłem się lekko od niego aby mieć pewien dystans. Przyjrzałem się ziemi - na niej było kilka dość sporych kamieni, mających co najmniej pół metra wielkości. Podniosłem kilka i rzuciłem nimi w barbarzyńcę i szybko zadałem cios mieczem w lewą rękę, tak aby nie mógł on go sparować.

[wtf? z tym pół metra to mi się pomyliło - miało być "co najmniej ćwierć metra wielkości"...]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sargon dnia Czw 16:38, 15 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aileen
Wójt


Dołączył: 08 Lut 2010
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zewsząd

PostWysłany: Śro 15:10, 14 Kwi 2010    Temat postu:

Przez umysł Aileen przemknęła wiązka przekleństw, których nigdy nie wypowiedziałaby publicznie. W chwili, gdy spojrzała w oczy człowieka, który przykładał nóż do jej gardła, wiedziała już, co ma robić. Jednakże, coś sprawiło, że zawahała się ułamek sekundy. Ten mężczyzna przypominał poznanego niedawno barbarzyńcę Svavira. Wiedziała, że prawdopodobnie zdradziła się ze swym zamiarem, nie atakując od razu. Wytężyła tedy wszystkie swe siły, błyskawicznie odchyliła głowę z zasięgu ostrza i kopnęła z całej siły draba między nogi, starając się wycofać poza zasięg jego ataku. W głębi duszy, miała nadzieję, że człowiek był tak głupi, na jakiego wyglądał. I że nie był to Sęp.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mayor
Łupieżca tematów


Dołączył: 31 Maj 2007
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:14, 14 Kwi 2010    Temat postu:

Kiedy znajome światło zatańczyło przed mymi oczyma, a w okolicach pępka czułem jakby mnie ktoś ciągnął, wiedziałem już, że ktoś mnie przywołuje. Zastanawiałem się, jakim cudem... przecież dosłownie wyparowałem niszcząc to, w co byłem zaklęty.
Pojawiwszy się u stóp monumentu, przeleciałem szybko wzrokiem czy jestem ubrany, czy mam swoją ukochaną włócznię (bez niej jak bez... pewnego organu... prawda), czy jest w pochwie mój miecz... okazało się że wszystko było na miejscu... o dziwo.
Kiedy skończyłem zajmować się sobą zacząłem badać otoczenie... zobaczyłem krasnoluda, lodową elfkę (nie powiem była całkiem seksowna, nie mogłem zatrzymać wzroku na dłużej, by się nie domyśliła) i drowa... drowy są z natury złe, więc byłem uprzedzony do niego. Rohen zaczął mówić coś o pieniądzach... niestety ja nie miałem przy sobie praktycznie nic, bo wydałem na swój ekwipunek. Chciałem to powiedzieć mu, lecz niestety... zabrakło mi odwagi, w końcu co takiego koxa obchodzi to czy mam 1 srebrnika czy 100 złotych monet. Mruknąłem zatem coś cicho, że jestem biedny jak gołodupiec... Uderzyło mnie nagle zimno, przejmujące, wnikający w kości, niczym stalowe szpilki mróz... przeszły mnie dreszcze.
- O jasny ch... (spostrzegłszy kobietę bawiącą się w trawie i niemal tuląc się do drzew) O w mordkę, gdzie ja jestem!
Wyrwało mi się...
- Jeśli mogę spytać... Co ja tu robię, jakim cudem żyję... i co się stało... bo ja już nic nie wiem...
Po mej głowie krążyły setki myśli... tawerna, zamaskowani ludzie, szał... co się ze mną działo do ciężkiej cholery, co mi odbiło - myślałem gorączkowo.
Jeszcze raz popatrzyłem po "towarzyszach".
- Zajebiście... nowa grupa, nie ma Sępa, nie ma Anavey, nie ma tej pały Tallosa, akurat któreś z nich było mi potrzebne... - pomyślałem...czułem się nieswojo.
Kiedy Rohen wspomniał o tym, że mamy się dołączyć do "starych przyjaciół" kąciki moich warg uniosły się lekko i zacząłem obracać płynnie, szybko mą włócznię na znak radości i jednocześnie dla sprawdzenia czy nie straciłem swego "fachu w rękach".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Doyle
Łupieżca tematów


Dołączył: 02 Lip 2007
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nysa

PostWysłany: Czw 18:33, 15 Kwi 2010    Temat postu:

Nie czuł, ani nie widział nic. Wiedział tylko że istnieje, zawieszony gdzieś w pustce. Czas tutaj się nie liczył, toteż nie był w stanie powiedzieć, ile go minęło odkąd przestał istnieć na własne życzenie. Znów, przeklinając swoją głupotę, zagłębił się we wspomnieniach, a raczej starał się to zrobić, gdyż część zniknęła, a część stała się dosyć chaotyczna. Możliwe, że stało się to w chwili śmierci, gdy jego runa została poważnie uszkodzona. Jednak powoli, z każdą próbą, wspomnienia krasnoluda stawały się coraz bardziej czytelne. W pewnym momencie poczuł ciepło. Usłyszał znajome słowa, zobaczył znajome płomienie. Po chwili poczuł, że na moment traci świadomość...
***
Stałem w promieniach słońca, patrząc w twarz człowieka, który mnie przyzwał.
"Znów przyzwany... W dodatku, przez Rohena... Ostatni raz widziałem go, hm... dość dawno temu, w TAMTYM miejscu. " - zadrżałem, myśląc o przeszłości. Po chwili wahania rozejrzałem się. Obok zauważyłem, wojownika, elfkę oraz drowa.
"Hm... doborowe towarzystwo, nie ma co... Ciekawe czy coś potrafią." - pomyślałem, krzywiąc się w uśmiechu. Gdy Rohen zniknął, szybko przejrzałem ekwipunek, był w komplecie, zostało nawet nieco złota. Wypróbowałem topór, był zadowalająco ostry. Przejrzałem plecak jeszcze raz:
- "Wprowadzenie do białej magii" - przeczytałem po cichu. "Lepsze to niż nic..." - pomyślałem. "Jednak i tak będę potrzebował czegoś lepszego. Może jak przejdę się po targowisku..."
Raz jeszcze spojrzałem na nowych towarzyszy. Żadnemu z nich nie spieszyło się do rozmowy. W końcu przełamałem milczenie.
-Yngwi, do usług. - przedstawiłem się. - Wygląda na to, że razem wylądowaliśmy w tej zabitej deskami norze...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ari
Arinistrator


Dołączył: 29 Kwi 2008
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekła, a skąd?

PostWysłany: Pią 10:53, 16 Kwi 2010    Temat postu:

Fenris, rzut na charyzmę: 87/38
- Nie udawaj, Cossaidzie – basy znów zaatakowały bębenki Fenrisa. – Dość tych schadzek, masz dom do wysprzątania. Tak trudno dziś o dobrą służbę…
„Ogro” podszedł do Fenrisa, rzucając na skrytobójcę cień. Dagger mógł poczuć na własnej skórze, jak czuje się mysz, na którą poluje Minotaur. Strażnik jednak zatrzymał się w pół kroku. Chyba rozważał pewną ciążącą mu sprawę.
- Idziesz po dobroci? – Nagle przypomniał sobie o „Cossaidzie”, co Fenrisowi raczej nie przypadło do gustu. – Jeśli spiszesz się z umyciem podłogi, pozwolę ci dziś zjeść wieczerzę przy stole – dodał uroczystym tonem. – Jeśli nie chcesz iść, porzucę cię tu na ulicy i sam sobie poradź…

***

Sharon, rzut na siłę: 27/35, trafienie kamieniem: 25/22, drugi rzut na siłę: 37/35
Barbarzyńca z nieprzystojącą jego budowie finezją wyminął nadlatujący kamień. Rzucić drugi raz Sharon nie zdążył. Szermierz wykonał efektowne pchnięcie, rozrywając pancerz na wysokości lewego barku swego przeciwnika i głęboko raniąc ciało. Sharon nie musiał nawet patrzeć na ranę, by wiedzieć, że jeśli szybko jej nie opatrzy, wykrwawi się i zginie.
Cięcie mieczem planowane po rzucie kamieniem zostało kunsztownie sparowane i natychmiastowo zripostowane. Znów ucierpiała lewa ręka, tym razem mniej poważnie i na wysokości ramienia.
Oponent Sharona po raz kolejny odskoczył do tyłu, by coś powiedzieć.
- Nie zmuszaj mnie, bym ci całe cielsko tak poharatał. Mam propozycję ugody, wojowniku.

***

Aileen, rzut na siłę: 27/23

Aileen zbuntowała się przeciw silniejszemu przeciwnikowi, w efekcie czego została po prostu wzięta na bark i przeniesiona do obozu bandytów. Na miejscu skrępowali jej nogi i ręce. Barbarzyńcą, który ją zaatakował, nie okazał się Svavir. Nie było go też w obozie bandytów.
Bandyta odłożył Aileen do osobnego namiotu, zabrali jej także hebanowy łuk. Jedyne, o czym się dowiedziała, to imię człowieka, który ją, brzydko mówiąc, ukradł. Valino, prawdopodobnie lider grupy.
On, po jakiejś godzinie, wszedł do namiotu, w którym leżała Aileen.
- To jak, elfia ptaszyno, chciałabyś ze mną porozmawiać? Doniesiono mi, że możesz znać pewną osobę, chciałbym dowiedzieć się, czy to prawda.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aileen
Wójt


Dołączył: 08 Lut 2010
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zewsząd

PostWysłany: Pią 12:31, 16 Kwi 2010    Temat postu:

Dać się porwać zgrai przygłupich bandytów. Albo raczej "ukraść". - pomyślała, gdy bezceremonialnie wsadzono ją do namiotu i związano. Własna bezsilność ją irytowała. Zdała sobie sprawę, że jak na razie w pojedynkę nie ma szans na zwycięstwo. Tak bardzo nienawidziła być od kogoś zależną. Teraz, prawdę mówiąc, mogła mieć tylko nadzieję że towarzysze zorientują się, że zniknęła i zaczną jej szukać. Jeżeli zaczną... Jeżeli dożyję...
Wcześniej, często bywała w tych stronach. Okolica była jej znana. Chociaż niosący ją zbir dosyć umiejętnie kluczył po ścieżkach wydeptanych przez zwierzęta, ona doskonale wiedziała, gdzie się znajduje. Powinnam zostawić jakiś ślad... - przyłapała się na tym, że znowu wiąże swe nadzieje z towarzyszami. Przygryzła wargi.
Spojrzała na sznury krępujące jej ręce i nogi. Wytrzymałe, szorstkie sznury, chyba tylko troll by je rozerwał. Rozejrzała się po namiocie. Jednak, bandyci zadbali o to by elfka im nie uciekła. Spróbowała wyplątać ręce z powrozów, czego jedynym skutkiem było obtarcie sobie przegubów. Aileen zaklęła cichutko. Zamknęła oczy i odgrodziła się od przytłumionych głosów podpitych zbirów. Nic sensownego nie wymyślę, jeśli będę działać pod wpływem emocji. Wzięła głęboki oddech i poczęła przysłuchiwać się strzępom "rozmowy". Po chwili, miała już względne pojęcie o dowódcy, liczbie barbarzyńców i kilkudziesięciu gatunkach piwa.
Głosy umilkły, natomiast w bliskiej odległości od niej odezwał się inny.
"- To jak, elfia ptaszyno, chciałabyś ze mną porozmawiać? Doniesiono mi, że możesz znać pewną osobę, chciałbym dowiedzieć się, czy to prawda."
Otworzyła oczy i obdarzyła człowieka chłodnym spojrzeniem szmaragdowych oczu. Był to ten sam, który ją tu sprowadził. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- Czego ode mnie żądasz?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fenris
Zbrojny w klawiaturę


Dołączył: 04 Sty 2010
Posty: 98
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: się wziąłeś?

PostWysłany: Pią 12:40, 16 Kwi 2010    Temat postu:

Cholera czy to jakiś "zabójczy" żargon, czy on naprawdę chce mnie wziąć za sprzątaczkę? Mówi tak serio i... cholera wie. Najwyżej będzie to ktoś nowy do okradnięcia. Będzie trzeba to nieźle przemyśleć.
Zacząłem grać w tym dziwnym przedstawieniu. Uniżonym głosem wymawiałem spokojnie poniższe słowa.
- A co dziś na wieczerzy jecie? I gdzie ta biedna podłoga do wysprzątania?
Biedny sługa Cossaid już zacierał ręce na myśl o szybkim wzbogaceniu się. Jakiś głos w umyśle zaczął śmiać się Yahahahaha, ale szybko dostał sierpowego z krzesła i zamilkł.
Idealnie, biedna rodzinka padnie dziś ofiarą sprzątacza. Mam nadzieję że o tu prawdziwe sprzątanie chodzi. Nie takie... No... zabójcze. Z trudem powstrzymując strach przed ogrem lekko się uśmiechnąłem. Wyjście bez maski ma swoje plusy...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Fenris dnia Pią 12:42, 16 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ari
Arinistrator


Dołączył: 29 Kwi 2008
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekła, a skąd?

PostWysłany: Pią 13:10, 16 Kwi 2010    Temat postu:

Ogropodobny człowiek uśmiechnął się lekko.
- W domu na obrzeżach miasta. Już nie pamiętasz, gdzie mieszkasz, Cossaidzie? Ta twoja słaba pamięć... - Westchnął ciężko. - Eily cię zaprowadzi. Ja mam jeszcze parę rzeczy do załatwienia, muszę kupić sól na mięso i kilka innych rzeczy.
Dziewczynka zachichotała.
- Naprawdę nie pamiętasz, gdzie mieszkamy? - Pisnęła. - Chodź za mną! Jak uporasz się z tą podłogą, uczeszesz mi włosy! Zawsze marzyłam o warkoczykach...
Eily, podskakując od czasu do czasu na myśl o warkoczykach, zaprowadziła Fenrisa aka Cossaida na główną ulicę, a później skręciła ku bramie północnej.

***

Tallos szedł ulicą i nie zostało mu nic innego, jak oglądanie mijanych przechodniów i budynków. Shiel okazało się w miarę czystym miastem, gdzie mieszkali przede wszystkim rycerze Zakonu, ich giermkowie oraz służba. Jak zauważył elf, mało kto ubierał się w łachmany.
Właśnie minął barczystego, kolosalnego wręcz strażnika miejskiego i przeszedł koło posterunku. Dalej znajdowały się domy mieszczan. Na sam skraj miasta szła (czy raczej, podskakiwała) mała dziewczynka, prowadząca średniego wzrostu mężczyznę. Znajomego mężczyznę...
Na Elen, przecież to był Fenris! Czyżby miał córkę?

***

Valino przyklęknął obok spętanej elfki, ale poza zasięgiem jej ramion i nóg. Na wszelki wypadek, zapewne.
- Niczego nie żądam, tylko proszę. - Uśmiechnął się delikatnie. - Od pewnego czasu otrzymuję informacje, że w pobliżu przebywa bardzo bliski mi człowiek. Zwiadowcy poinformowali mnie, że przebywałaś z niejakim Svavirem, u nas nazywanym Sępem. Czy byłabyś w stanie przyprowadzić go na umówione miejsce?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ari dnia Pią 13:17, 16 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tallos
Administrator


Dołączył: 22 Maj 2009
Posty: 198
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: What?

PostWysłany: Pią 13:57, 16 Kwi 2010    Temat postu:

"Widać to miasto jest bardziej "rycerskie". Nigdzie nie widać biedaków, wariatów. Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej jakoś tu cicho i mało kolorowo"

Szedłem właśnie uliczką, która była czysta w porównaniu na przykład z Szargórzem; tam co dziesiąty obywatel miał łachmany na sobie, a w ręku zamiast trzymać sztylet lub miecz nosił wiaderko na podarki z jałmużną, a co do budynków to wszystkie były skromnie budowane natomiast w Shiel wszystko było zapięte na ostatni guzik, nie było widać dzieci bawiących się w rycerzy, ani grajków, którzy śpiewali różne pieśni, aby rozweselać dość hojnych obywateli. Jednym słowem to miasto było zarezerwowane dla rycerzy świtu i ich giermków. Minąłem właśnie barczystego mężczyznę, który najwidoczniej był strażnikiem miasta, bo nosił charakterystyczną zbroję na, której było napisane "Shiel". Długi miecz był schowany w pochwie, warto też dodać, że ciągle sprawdzał czy tam jest, gdyby tędy uciekał jakiś bandyta z pewnością od razu by go złapał. Przyspieszyłem kroku, bo usłyszałem jakiś dziecięcy śmiech. Zza rogu wyszła dziewczynka, która podskakiwała jak szalona. Prowadziła za rękę jakiegoś średniego wzrostu człowieka. Zaraz czy to...

"Fenris?!? On ma córkę! Tego się nie spodziewałem, a może to nie jego córka? Wolę to sprawdzić, bo nie chcę wyjść na jakiegoś durnia. Hm... przejdę obok niego jak gdyby nigdy nic, potem zniknę za uliczką, upewnię się, że mnie nie widzi i zacznę go śledzić!"

Na szczęście ukryłem tak głowę, że Fenris mnie nie zobaczył i przeszedłem jak gdyby nigdy nic obok "Ojca i córki". Potem minąłem dwóch obywateli, którzy najwidoczniej spieszyli się do sklepu z żywnością, bo słyszałem jak mówią między sobą coś o dwudziestoprocentowej promocji. Wreszcie za sklepem ujrzałem róg. Schowałem się tam, a potem spojrzałem czy człowiek w masce nie patrzy się. Okazało się, że idzie przed siebie i nie patrzy co jest za nim. Uznałem to za odpowiedni moment i począłem iść za nimi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Tallos dnia Pią 14:00, 16 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aileen
Wójt


Dołączył: 08 Lut 2010
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zewsząd

PostWysłany: Pią 13:58, 16 Kwi 2010    Temat postu:

To było prawdopodobne, że Svavir może mieć coś z nimi wspólnego. A ten człowiek, Valino, na pewno nie marzy o miłej pogawędce z nim.
Nie darzę Sępa przyjaźnią, jednak nie upadłam jeszcze tak nisko, by wydawać go tym małpoludom. Dla dobra Zakonu.

Aileen uśmiechnęła się ironicznie.
- Doprawdy spostrzegawczych masz informatorów . Rzeczywiście, miałam "szczęście" spotkać tego człowieka podczas swej podróży do Shiel. Nie znam go jednak, ani on nie zna mnie. Próżne są twe wysiłki, porwałeś niewłaściwą osobę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Pią 14:19, 16 Kwi 2010    Temat postu:

Brazar z politowaniem patrzył na zachowanie lodowej elfki, a to sugerowało mu tylko jedną rzecz, a mianowicie to, że elfka zwariowała i ma zwidy. W końcu entuzjazm z zobaczenia po raz pierwszy zieleni nie mógł być aż tak wielki. Wodził jeszcze chwilę za nią oczami komentując w myślach jej zachowanie. Następnie spróbował skoncentrować się na reszcie towarzyszy. Reszta drużyny wyglądała porządniej i sprawiała wrażenie pozbawionej defektów umysłu. Obaj towarzysze swym wyglądem sugerowali, że są istotami wojowniczymi, choć mroczny elf miał nadzieję, że należą również do istot honorowych. Dobry rynsztunek i blizny zdawały się potwierdzać przypuszczenia nekromanty. Pozostawała jeszcze jedna kwestia, a mianowicie ich nastawienie do drowów, a tym samym wielce prawdopodobne uprzedzenia względem Brazara. Jednak miał nadzieję, że będą współpracować zamiast walczyć z nim, co nie przyniosłoby nikomu wielkich korzyści, a na pewno wiązałoby się ze sprowadzaniem do świata żywych któregoś z runicznych. Co prawda człowiek odezwał się pierwszy, lecz to krasnolud pragnął rozpocząć rzeczową rozmowę. Grzechem byłoby nie przyjąć jego zaproszenia. W końcu z tej konwersacji mogło wyniknąć trochę wiedzy dla mrocznego elfa, albo zaginionej w czasie Ciemności, albo całkiem nowej. Obie opcje były nadzwyczaj kuszące.

- Witam serdecznie- odezwał się spokojnie i ciepło, w końcu miał, lub też chciał mieć dobre zdanie o swoich kompanach- Zwę się Brazar...

Tutaj na chwile się zawiesił, bo nie mógł sobie przypomnieć czy za życia nosił nazwisko. Najwyraźniej nie bo nie mógł sobie przypomnieć. Następnie wysłuchał stwierdzenia krasnoluda.

- Mogło być gorzej- odparł wręcz machinalnie- Mogliśmy pozostać tam gdzie byliśmy... i nie był to świat żywych. W norze, nie norze, żyjemy i możemy działać. Tylko teraz pytanie co robimy dalej?
Powrót do góry
Fenris
Zbrojny w klawiaturę


Dołączył: 04 Sty 2010
Posty: 98
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: się wziąłeś?

PostWysłany: Pią 14:34, 16 Kwi 2010    Temat postu:

Omiatając wzrokiem innych szedłem spokojnie i powoli za małą. A raczej ciągnięty przez małą. Co jakiś czas skakała mocno ciągając mnie w dół. Mało się tym przejąłem, myślałem o innych rzeczach. Co jakiś czas patrzyłem na małą starając się ją pilnować. Czy aby nie za bardzo wczuwam się w to? Stwierdziłem, że tak a nawet skojarzyłem tą grę z byciem ojcem. Czy byłbym w tym dobry... Raczej nie. Zresztą juz pewnie nim jestem, ale cholera wie z kim. Tyle tych szlachcianek i nie tylko było. Myśląc spojrzałem w stronę Eily.
Jakby miała ciut więcej lat. Można by...
Szybko przerwałem tą myśl. Spojrzałem przed siebie, widząc że nie ma tam nic ciekawego oprócz kurzu i jakiś budynków odwróciłem się w stronę Eily.

- Pewnie, że zrobię. Długi piękny warkocz czy może dwa?
Odpowiedziałem z przyklejonym uśmiechem
Cholera jeszcze muszę jakiejś gówniarze usługiwać. Dobre jest to, że jeszcze jest w miarę miła. Dzieci szarogórskiej szlachty to doprawdy zasrane diabełki. "Przynieś to", "napraw kucyka", "chcę na barana", "posprzątaj tu". Doprawdy były to ciężkie lata kiedy w ukryciu musiałem "pracować" dla pieniędzy.

Wiatr szumiał mi w uszach, a słońce przyjemnie opalało moją skórę. Zdziwiłem gdyż zdawało mi się, że ktoś znowu mnie obserwuję. Odwróciłem się pośpiesznie lecz nikogo ważnego nie zauważyłem. Był jakiś zamaskowany koleś, ale ich jest teraz pełno w mieście więc nawet nie zwróciłem na niego uwagi. Chyba nawet nie szedł za mną. Czyżby próbował naśladować mnie? Akurat w ten dzień gdy nie noszę maseczki. Puściłem go w nie pamięć zwłaszcza gdy po raz drugi ujrzałem go jak zatrzymał się przy babie z 25 % obniżką na żarcie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ari
Arinistrator


Dołączył: 29 Kwi 2008
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekła, a skąd?

PostWysłany: Pią 14:39, 16 Kwi 2010    Temat postu:

Valino westchnął ciężko. Ukryta pod brunatną tuniką kolczuga zabrzęczała cicho. Kasztanowe oczy spojrzały prosto w szmaragdowe tęczówki Aileen. Elfka - jak każda przedstawicielka jej rasy - nie miała wyczucia wieku u ludzi, zbyt krótko oni żyli. Ten jednak nie wyglądał na najmłodszego. Na oko, mógł mieć parę lat więcej od Svavira. Miał podobne rysy twarzy do szampierza, bardzo tutejsze, zapewne obydwoje pochodzili z tych okolic. Całkiem prawdopodobne, że mieli ze sobą do czynienia, Eo jest małe.
- Od razu "porwałeś"... - mruknął do siebie, widocznie zapominając o czułym słuchu elfów. - Wydaje mi się, że jesteś właściwą osobą, jeśli nie liczyć Sartariusa. Ale jego przecież bym nie porwał... nie uniósłbym go wraz ze zbroją - zastanowił się chwilę nad sensem swego "dowcipu", by po chwili pokazać garnitur białych zębów, które wraz z nienaganną sylwetką sugerowały dobrą dietę. - Ani ten drugi elf, ani skrytobójca nie wydają się być dobrymi towarzyszami Svavira, natomiast ty... Mniejsza z tym. Jesteś odpowiednią osobą, jak już mówiłem. Nie zmuszaj mnie, bym uciekał się do przekupstwa, ale mam do zaoferowania pewien przedmiot. - Sięgnął do wewnętrznej kieszeni tuniki. Po chwili wyciągnął rękę, a w jego dłoni pojawił się amulet. Elficki. Aileen widziała nieraz podobne amulety, mające wygrawerowany symbol strzały z jednej strony i strumienia wiatru z drugiej. Były one zaklęte przez kapłanki Elen i prawo do noszenia tychże miały tylko i wyłącznie łuczniczki wiatru. Naszyjnik wyglądał na stary, pewnie służył łuczniczce jako duchowa i magiczna pomoc podczas wypuszczania strzały. Wśród cywilnych elfów był bezcennym artefaktem, wręczanym tylko najbardziej zasłużonym obywatelom, również wojownikom niebędącymi łucznikami wiatru za wyjątkowe, chwalebne czyny podczas obrony ojczyzny.
- Na moje oko, wygląda na elfiej roboty - kontynuował Valino. - Ale nie wiem, czy mam rację, jestem tylko barbarzyńcą... Mogę ci go oddać, w zamian za sprowadzenie Sępa. Ale nie do tego obozu. Chcę się z nim spotkać na neutralnym gruncie. Powiedz, że podżegacze chcą go widzieć. Podobno macie nas zlikwidować? - Znów się uśmiechnął. Wolną ręką podrapał się po brodzie. Trzydniowy, ciemny zarost zapewne dodawał mu lat. Aileen nie wiedziała, w jakim wieku "broda" się pojawia. Krasnoludy prawdopodobnie się z nią rodziły, ale ludzie...? Svavir jej nie miał, więc może jest to oznaka starości?

***

- Śni mi się długi warkocz, jak elfich wojowniczek - pisnęła Eily, gdy znaleźli się przy bramie miasta. Dziewczynka pchnęła drewniane drzwi niemałego domu. znajdującego się po lewej od północnego wejścia do miasta.
- To tu. Naprawdę nic nie pamiętasz? Mamunia jest na górze, pewnie szyje mundur dla jednego z panów z Zakonu. Ja będę czekała w mojej izbie. Pamiętasz, gdzie ona jest?
Wnętrze budynku było znacznie bogatsze, niż by wskazywały na to stroje ogra i Eily. Tym ludziom musiało żyć się tu dobrze. Fenris słyszał nuconą melodię jednej z popularnych pieśni, Laska maga ma na czubku gałkę, w pewnej chwili przerwane przez gniewne syknięcie i odgłos ssania palca. Później wszystko wróciło do normy.
"Cossaid" znajdował się w głównej izbie, której lwią część zajmował spory dębowy stół i ustawione wokół niego krzesła. W kącie stało wiadro z wodą, obok niego leżała szmata, zapewne przybory Cossaida. Eily straciła zainteresowanie służbą i poszła do swojej izdebki.

***

Tallos stracił Fenrisa z oczu, gdy ten wraz ze swoją córką wszedł do domu tuż przy murach miasta. W oknie pierwszego piętra elf dojrzał kobietę, w tej chwili zajmującą się szyciem. To żonę też ma?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ari dnia Pią 16:01, 16 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum SpellForce Strona Główna -> Gawędy Ariego Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 9, 10, 11 ... 14, 15, 16  Następny
Strona 10 z 16

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin